Leopold Tyrmand to pisarz, który znany jest nie tylko ze swojej twórczości, ale także z miłości do Warszawy. „Chyba nie ma na świecie takiego miasta, tak właśnie jak niepowtarzalne nigdzie indziej są warszawskie wiosenne zapachy, nastroje, uczucia i myśli. I dlatego nie mówcie nam o wiosnach paryskich czy wiedeńskich! Nam, którzy wiemy, czym jest, czym być potrafi warszawska wiosna”.
Cały Facebook od rana trąbi o Światowym Dniu Książki i Praw Autorskich, za kilka godzin zostaną rozdane Nagrody Literackie m. st, Warszawy, a ja znalazłam w końcu czas, żeby napisać kilka zdań na temat wystawy, którą widziałam kilka dni temu w Muzeum Literatury. Chyba trudniej było wybrać lepszy dzień na taki tekst, ale zapewniam, że nie był to wybór, a efekt kilkudniowej akcji pt. „jutro zabiorę się za pisanie”.
Tyrmand zabrał się za pisanie „Złego” dokładnie 60 lat temu i właśnie z tej okazji otrzymaliśmy możliwość przespacerowania się uliczkami uczęszczanymi przez Henryka Nowaka. Ale właściwie to nie on, a dawna Warszawa jest główną bohaterką powieści. Uwielbiam spacery szlakami utrwalonymi przez literaturę, dlatego jak tylko dowiedziałam się o otwarciu wystawy, od razu ochoczo zakomunikowałam mojej niezawodnej dwójce towarzyszy warszawskich wędrówek, że przy najbliższej okazji idziemy na „Ulice Złego”. Nie mieli innego wyjścia i musieli równie ochoczo przystać na moją propozycję. I chyba tego nie żałowali.
Wystawa pokazuje różne oblicza miasta, które odradza się do życia w powojennej rzeczywistości pod dyktando ideologicznych haseł Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Po kolejnych miejscach, placach budowy, kawiarniach i zakamarkach oprowadzają nas socrealistyczne plakaty, fragmenty filmów (m.in. kronik czytanych przez Kazimierza Rudzkiego), zdjęcia, dokumenty, rekwizyty „z epoki” oraz oczywiście fragmenty „Złego” pokazane na przykład w formie komiksów, na których bohaterowie mają twarze gwiazd kina lat ’50 – Marylin Monroe, Audrey Hepburn czy Gregory’ego Pecka.
Jak wiadomo, literatura, sztuka i moda często splatają swoje drogi. Niedawno Bytom stworzył rewelacyjną linię inspirowaną Markiem Hłasko, a teraz Tyrmand doczekał się „swojej” kolekcji. Zresztą nic dziwnego. Znany był nie tylko jako pisarz,wielbiciel jazzu i miłośnik warszawy, ale także jako ekscentryk wyróżniający się eleganckim ubiorem i stylem bycia. Jego znakami rozpoznawczymi były idealnie skrojone ubrania oraz kolorowe skarpetki. Wizerunek pisarza zainspirował Piotra Zacharę oraz Klarę Kowtun i Antoninę Samecką z ekipy Risk.Made in Warsaw do stworzenia kolekcji „Projekt Tyrmand”, w której znalazły się m.in. dwurzędowe marynarki, kamizelki, muchy, rozkloszowane eleganckie sukienki oraz rękawiczki. A to nie koniec atrakcji, bo Risk proponuje także „Grę w Trymanda”, losowanie skarpet z automatu i kawę w iście tyrmandowskim otoczeniu. Zdecydowanie warto się tam wybrać.