Małe miasteczko położone blisko Wenecji, piękna posiadłość, winnice zdobiące zbocza pagórków, klimatyczne kawiarnie i wąskie, kręte uliczki – a to wszystko skąpane w pięknym słońcu. Czego trzeba jeszcze, aby rozsiąść się wygodnie w kinowym fotelu? Kryminalnej afery, która zatrzęsie spokojnym życiem oraz śledztwa, które będzie trzymało w napięciu aż do ostatniej sceny.
Film „Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto” w reżyserii Antonio Padovana staje w opozycji do większości skojarzeń, jakie możemy mieć z regionem oraz sytuacją, o której opowiada. To kryminał oparty na powieści Fulvia Ervasa. Jego główną osią jest konflikt dwóch ogromnych sił: tradycji, której celem jest poszanowanie natury oraz biznesu, który zarówno tradycję, jak i naturę ma za nic. Za jedną i drugą opcją stoją ludzie, którzy nie cofną się przed niczym w obronie swoich interesów.
Okazuje się, że spokojne z pozoru życie mieściny winem płynącej nie jest tak sielskie, jak mogłoby się wydawać. A to wszystko przez powód, wokół którego kręci się większość rzeczy na świecie. Czyli pieniądze. To one (a właściwie chęć ich posiadania) doprowadziły do sytuacji, w której prowadzący kryminalne śledztwo policjant Stucky (w tej roli znany m.in. z „Dobrze się kłamie w dobrym towarzystwie” Giuseppe Battiston) ma ręce pełne roboty.
Jest to kryminał, ale okraszony elementami komediowymi, które skutecznie obniżają napięcie wokół tragicznych sytuacji. Nawet samobójstwo tytułowego bohatera na samym początku filmu przebiega w nieoczywistej atmosferze i poprzedzone jest zabawnym tańcem przy goleniu dosłownie chwilę przed tragedią. Tragedię popitą dobrym winem jakoś łatwiej przetrawić.
Jeśli liczycie na spektakularne pościgi, strzelaniny oraz wizytacje na audiencjach u przedstawicieli mafii – możecie być rozczarowani. To, co najgorsze, dzieje się tu po cichu, prawie niezauważenie (nawet nie zawsze słychać strzały). A prowadzącemu śledztwo policjantowi bliżej jest do wizerunku najgrubszego w klasie fajtłapy niż rasowego detektywa.
Wszystkie wydarzenia wokół winy, zbrodni i kary płyną w powolnym rytmie wyznaczanym przez odkrywanie kolejnych kart w toku śledztwa. Dobrze skrojony scenariusz i piękne sceny to niewątpliwy atut tego filmu. Ale ważne są również (a może przede wszystkim) zawarte w nim wątki społeczne i ekologiczne. Cała afera dotyczy małej społeczności, która szanuje tradycję i ziemię, na której rosną cenne winnice. Każdego, kto sprzeniewierza się tym zasadom spotyka surowa kara. Okazuje się, że może ona być wymierzona nawet przez nieżyjących.
„Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto” może nie jest arcydziełem sztuki filmowej. Ale jest to po prostu przyjemny film, podczas którego nie można się nudzić. Idealny na letnie popołudnia i wieczory. Na przykład z kieliszkiem prosecco w ręku.
***
Macie ochotę go obejrzeć? A może już go widzieliście? Jeśli tak – koniecznie podzielcie się swoimi wrażeniami z seansu.
—
Zdjęcia: materiały dystrybutora