Słyszałam kiedyś, że nie powinno się oceniać książki po okładce. Ale nikt nie wspominał o tym, że nie można oceniać filmów po obsadzie. To akurat zdarza mi się bardzo często – i sprawdziło się także w przypadku filmu „Gangsterzy i filantropi”. Właśnie tym filmem zaczynam na blogu nowy cykl poświęcony filmom sprzed lat.
Pamiętacie program „W starym kinie”, który prowadzony był przez Stanisława Janickiego? Ja pamiętam doskonale – co niedzielę oglądałam go razem z Dziadkiem. O moim zamiłowaniu do filmów sprzed wielu lat wspominałam w tym tekście. Dokładnie trzy lata później doszłam do wniosku, że stworzę tutaj cykl opowiadający o produkcjach, które moim zdaniem warto poznać (albo sobie przypomnieć).
W przypadku dawnych produkcji kwestie tematyki czy scenariusza mają dla mnie drugorzędne znaczenie – o wyborze seansu zazwyczaj decyduje obsada. Właśnie z powodu genialnego doboru obejrzeliśmy z P. niedawno film „Gangsterzy i filantropi” z 1962 roku. To fabularny debiut Jerzego Hoffmana (który do tego czasu zajmował się wyłącznie filmami dokumentalnymi) stworzony przy reżyserskiej współpracy Edwarda Skórzewskiego.
Film składa się z dwóch oddzielnych nowel, których jedynym punktem wspólnym jest sala sądowa. To właśnie na niej lądują bohaterowie przedstawionych w filmie historii. Miały to być trzy opowiadania, ale cenzura stwierdziła, że jedna z nich jest na tyle politycznie niepoprawna, że trzeba ją zdjąć. W wyniku zablokowania filmu w tej wersji autorzy musieli wydłużyć drugą część, aby produkcja miała długość odpowiednią do pokazywania w kinie.
Pierwsza opowieść – „Profesor” przedstawia historię napadu na konwój z pieniędzmi, które mają być przewiezione z domu towarowego do banku. Tytułowy Profesor (Gustaw Holoubek) opracowuje plan idealny. Nie tylko stworzył cały scenariusz wydarzenia, zaplanował każdy element jego wykonania (włącznie z obsadą), ale także wyliczył co do sekundy czas potrzebny na wykonanie zadania. W kompletowaniu załogi pomaga mu niezbyt błyskotliwy Parmezan (Mirosław Majchrowski), a alibi dostarcza nieświadomy niczego Sędzia (Kazimierz Opaliński), z którym błyskotliwy przestępca gra przez telefon w szachy. Okazuje się, że nawet skrupulatnie przygotowana, elektroniczna makieta nie może zapewnić powodzenia akcji – coś idzie nie po myśli cwanych przestępców. I nawet stoicki spokój nie jest w stanie ich uratować…
Druga część filmu zatytułowana jest „Alkoholomierz”. Główny bohater to Anastazy Kowalski, czyli fajtłapowaty chemik (Wiesław Michnikowski), który z wiecznie gderającą żoną (Hanka Bielicka) ma niełatwe życie. Pewnego dnia wylatuje z pracy, bo przez jego roztargnienie pracownia prawie wylatuje w powietrze. Już wie, że w domu nie będzie miał życia, więc zanim wróci w domowe pielesze zagląda jeszcze do baru, w którym zagląda do kieliszka. Jest tak zdołowany, że przez przypadek (lub przyzwyczajenie) zaczyna nagle mieszać w kieliszku przyrządem do mierzenia alkoholu. I nagle dzieje się cud: kelnerzy zaczynają być mili i usłużni, kuchnia serwuje obfitość potraw, a w gazecie, którą ma za sobą bohater znajdują się pieniądze. Kolejna wizyta to kolejne znalezione przypadkiem pieniądze. I tak aż do rozpicia. Żona przestaje zrzędzić, bo do domu trafiają coraz większe pieniądze, córka przeszczęśliwa, bo ojciec ochoczo funduje kolejne modne dodatki. Tylko restauratorzy niezbyt zadowoleni, bo koszty tych wszystkich łapówek cały czas rosną. Postanawiają więc działać, aby nie stracić przychylności „urzędnika”, ale też nie zbankrutować…
Jak widać, historie opowiedziane w obu częściach filmu „Gangsterzy i filantropi” nie są może jakoś wybitnie wyrafinowane. Ale rzecz w tym, jak są pokazane! Oprócz gigantów ekranu (i sceny) w rolach głównych, role poboczne są też świetnie obsadzone. Z Profesorem pracuje m.in. Gustaw Lutkiewicz, policjanta Marian Łącz, a reportera radiowego gra Zdzisław Leśniak. Z kolei w drugiej, restauracyjnej części filmu w rolę Bufetowej wciela się przeurocza Zofia Czerwińska, natomiast jako anonimowych gości w knajpie spostrzegawcze oko wytropi Mariana Kociniaka i Stanisława Bareję.
Elementów komediowych w obu częściach nie brakuje. U mnie spore poruszenie wywołała genialna scena, w której Anastazy widzi na ekranie telewizora… siebie, śpiewającego w Kabarecie Starszych Panów piosenkę „Już kąpiesz się nie dla mnie”. Na uwagę zasługuje też przebojowy band o jakże kosmopolitycznej nazwie „Maciupiński and his boys” oraz piosenka Agnieszki Osieckiej „Niby nic”, w której wokalnie udziela się Irena Santor, a wizualnie Barbara Modelska.
Co ważne (i to w wielu przypadkach starych filmów), w świetny sposób dokumentują one miejsca, ludzi i zmiany – chociażby w rozbudowie miast. W tym filmie autor zdjęć – Jerzy Lipman uwiecznił Warszawę z początku lat ’60 – budowę dróg, restauracje i instytucje. Dziś aż trudno wyobrazić sobie puste ulice i skrzyżowania, po których jeździły samochody „ustawione” przez Profesora. Zresztą, historia opisana w tej noweli bardzo przypomina pewną teatralną sztukę.
Mam nadzieję, że chociaż trochę zachęciłam Was do obejrzenia tego filmu (problemu z jego znalezieniem nie będzie, bo jest dostępny na YouTube). Tak naprawdę właśnie po to powstał ten cykl. Jeśli lubicie stare kino – pewnie coś Wam się przypomni albo coś nowego poznacie, jeśli nie – może się przekonacie do takich filmów. Według mnie warto.