Film „Upał” to reżyserski debiut Kazimierza Kutza. Powstał w 1964 roku w wyniku kooperacji młodego reżysera i niewiele od niego starszych Starszych Panów, czyli Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Przybora nie tylko w nim wystąpił, ale także był autorem scenariusza (wraz z Jadwigą Berens). Dodam, że scenariusza kompletnie przez autora znienawidzonego.
Nie będzie cienia przesady w stwierdzeniu, że Jeremi Przybora był genialnym twórcą tekstów piosenek, dialogów i scenek kabaretowych, ale przy tym koszmarnym specjalistą od marketingu. Tak w swoich „Memuarach” obsmarował film „Upał”, że mógł parę osób skutecznie zniechęcić od pomysłu obejrzenia tej produkcji. Mnie przestraszyć nie da się tak łatwo, więc skonfrontowałam jego opinię z moją własną. Ale zanim się nią z Wami podzielę, czas na kilka zdań na temat fabuły.
Lato w mieście
Jak wiadomo, spędzanie upalnych dni w mieście nie należy do przyjemności. Wie o tym Premier, który postanawia na kilka dni opuścić miasto i uciec od nieznośnych warunków atmosferycznych. Przed wyjazdem dzwoni do Starszych Panów z prośbą o pilnowanie porządku na zarządzanym przez niego terenie. Premierowi się nie odmawia, więc Panowie przyjmują wyzwanie, stają na wysokości zadania i natychmiast przejmują obowiązki zarządców miasta.
Jak to Starsi Panowie Dwaj, do swojego zadania podchodzą sumiennie i charakterystyczną dla siebie gracją. Pomaga im w tym również obdarzona gracją (i dodatkowo powabem) Żeńska Drużyna Przeciwudarowa im. Kupały pod przewodnictwem pięknej Zuzanny.
Luka w protokole
Niestety, pilnowanie porządku, które z założenia miało być raczej formalnością, stało się zadaniem niełatwym. Podczas nieobecności Premiera z oficjalną wizytą przyjeżdża Ambasador pewnego egzotycznego kraju. Jest wysoce niezadowolony, ponieważ nie spotkało go uroczyste powitanie (nie było nawet dziewczynki z kwiatami!) i składa negatywną oficjalną notę. Starsi Panowie nie mogą tego tak zostawić, więc angażują wszystkie siły i środki, aby zapobiec dyplomatycznej katastrofie oraz nie splamić swojego honoru jako opiekunów miasta. Nie brakuje przy tym ciągle mieszających się wątków, dziwnych sytuacji i zabawnych scen.
Nie tylko kabaret
„Upał” określany jest jako filmowa kontynuacja Kabaretu Starszych Panów. Trudno mi się z tym zgodzić, ponieważ powstał wtedy, kiedy Kabaret Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego był u szczytu popularności. Zniknął nagle, dwa lata później i nie sądzę, że Starsi Panowie planowali przedłużyć jego życie tym filmem. Czyli filmem, z którego byli kompletnie niezadowoleni.
Przybora w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Przymknięte oko Opaczności” napisał, że uważa tę produkcję za ogromną porażkę i bierze za to całą winę na siebie – był przecież autorem scenariusza zupełnie pozbawionego piosenek.
Powodzenie Kabaretu najwyraźniej przewróciło mi w głowie, byłem przekonany, że czego się nie tknę, będzie wystrzałowe i …nie chciało mi się napisać tekstów. Filmu by one prawdopodobnie nie uratowały, ale w ten sposób odebrałem Jerzemu szansę muzyczną. Musiał ograniczyć się do muzyki ilustracyjnej, a ilustrować , szczerze mówiąc, nie bardzo miał co.
Pozwolę sobie w tym miejscu nie zgodzić się z Mistrzem. „Upał” może arcydziełem kinematografii nie jest, ale nie zasługuje też na aż tak surową ocenę. Nie jest to komedia, przy której widz będzie się śmiał do rozpuku, ale nie oszukujmy się – tego rodzaju rozrywki po Starszych Panach się nie spodziewamy. Mamy za to prawie półtorej godziny seansu wypełnionego purnonsensowym humorem. I postaciami, które uwielbiamy – stworzonymi z finezją, według typowych, starszopanowych wzorów.
Wespół z zespołem
W tym filmie właściwie każda z postaci znanych nam z Kabaretu Starszych Panów jest sobą. Panowie A i B zachowują się dokładnie tak, jak podczas swoich telewizyjnych wieczorów. Są przy tym cudownie dobroduszni i uroczo naiwni. Spotkane przez nich postacie, grane przez aktorów, których także znamy z Kabaretu – Barbara Krafftówna jako bufetowa Barbarka, Wiesław Gołas w roli robotnika Albina, czarująca Kalina Jędrusik – dowódczyni Brygady Przeciwudarowej czy rewelacyjny Wiesław Michnikowski (Ambasador) także zachowują się i wyglądają, jakby przybyli prosto z telewizyjnej serii Przybory i Wasowskiego.
Fabuła nie jest porywająca, ale ma swój urok. Bo chyba głównie w kategoriach uroku, czaru i groteski można rozpatrywać ten film. W ramach takich kryteriów sprawdza się on idealnie. Bo Jeremi Przybora udowadnia po raz kolejny, że nawet tak błahy temat, jak upał w mieście może sprowokować kilka zabawnych sytuacji.
Mam dla Niego (Przybory) złą wiadomość – „Upał” przetrwał ponad 50 lat. I z pewnością przetrwa kolejne. Mimo „kreciej roboty” Scenarzysty w dziedzinie marketingu.
***
Widzieliście ten film? Jeśli tak, dajcie znać, czy przypadł Wam do gustu. Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii.