Kilka dni temu wybraliśmy się z P. na krótką wycieczkę na Dolny Śląsk – postanowiliśmy zwiedzić Wrocław. Żyłkę podróżnika mam nie za bardzo wykształconą (albo po prostu już zanika), więc na wyjazdy nie jest łatwo mnie namówić. Tym razem bardzo mi się spodobało, więc chętnie podzielę się kilkoma podpowiedziami dotyczącymi miejsc, które warto tam odwiedzić.
Odwiedziłam Wrocław po raz pierwszy i tylko dlatego, że mogliśmy polecieć tam samolotem. Gdybym miała siedzieć ciężkie godziny w pociągu, taka wyprawa nie wchodziłaby w grę. Natomiast 45 minut lotu było jak najbardziej do przyjęcia. Nadal pamiętam, że Wrocław podebrał Lublinowi tytuł ESK 2016, co jest w moim odczuciu sporym przewinieniem. Ale jest na tyle ładnym miastem, że mogłam na chwilę odsunąć tę urazę na bok.
***
Przylecieliśmy w środku nocy, więc znajomość ze stolicą Dolnego Śląska zaczęliśmy z opóźnionym zapłonem. Zatrzymaliśmy się w miejscu, które mogę polecić każdemu (nam zarekomendowali je nasi przyjaciele, którzy byli tam kilka tygodni wcześniej). Modern Hostel, czyli MoHo M to jeden z bliźniaków (drugi to S). Eleganckie, fajnie urządzone pokoje, funkcjonalna kuchnia, pełne wyposażenie (nie trzeba szukać po całym obiekcie suszarki do włosów i żelazka za 5 zł) oraz przyjaźnie nastawieni właściciele spowodowali, że chciało się tam być. I chce się wrócić.
***
Muzeum Radia Wrocław ma do zaoferowania wystawę poświęconą historii radiofonii. Czuję w kościach, że warto przejechać pół miasta, aby ją zobaczyć. Chyba, że są wakacje, a muzeum jest nieczynne…
***
Za to po drodze odwiedziliśmy otwarty dla odmiany Park Południowy i rzuciliśmy okiem na zajezdnię tramwajów, która wzięła udział w filmie „80 milionów”.
Jeśli już mowa o parkach, to jednym z najbardziej znanych miejsc jest Park Szczytnicki – jeden z największych wrocławskich parków. Znajduje się w nim Ogród Japoński, którego początki sięgają roku 1909. Stary, ale całkiem nieźle się trzyma. Można pójść.
***
Wizytę w tym parku warto połączyć z oglądaniem pokazów Wrocławskiej Fontanny Multimedialnej. Wiecie – muzyka, woda, lasery i te sprawy.
***
Sky Tower, czyli najwyższy budynek w mieście to biurowiec połączony z galerią handlową. Ma 50 pięter, a na 49. znajduje się Punkt Widokowy, z którego rozciąga się spektakularny widok na całe miasto. Wystarczy zakupić bilet za 10 zł, aby podziwiać panoramę miasta z 200m wysokości. Dobrze jest wcześniej sprawdzić, o której jest najbliższe wejście, bo w przypadku sporej liczby odwiedzających czasem trzeba trochę poczekać (wjazd na górę odbywa się co pół godziny).
***
Ostatniego dnia pobytu we Wrocławiu zupełnie przypadkiem trafiliśmy do Muzeum Uniwersystetu Wrocławskiego. Odwiedziliśmy jedną barokową salę (szału nie było), wystawę fotografii i weszliśmy na tzw. Wieżę Matematyczną, z której podziwialiśmy panoramę miasta. Perspektywa była nieco niższa, niż w przypadku Sky Tower, ale miało to swoje plusy. Te widoki podobały mi się bardziej, bo nie dzieliła nas od nich szyba, a poza tym z łatwością mogliśmy rozpoznać wszystkie najważniejsze obiekty.
***
O takich obowiązkowych punktach, jak wyspy, Ostrów Tumski czy Stare Miasto pisać nie będę, bo wszystko na ten temat zapewne zostało już napisane. Ale ładnie tam – to przyznać mogę.
***
Przy Rynku znajdują się Tajne Komplety, czyli kawiarnio-księgarnia, do której warto zajrzeć w poszukiwaniu dobrej literatury. Jest przecudnie urządzona, od wejścia kusi dobrą kawą, a półki uginają się od starannie wyselekcjonowanych książek.
***
Jako, że dla ducha atrakcji było sporo, trzeba było ogarnąć też coś dla ciała. Oboje z P. bardzo polecamy restaurację Dobra Karma, której nazwa dobrze obrazuje zawartość oferty i klimat tego miejsca. Menu nie jest mocno rozbudowane, ale znajdą tam coś dla siebie zarówno mięsożercy, jak i wegetarianie. Na jedzenie trzeba trochę poczekać, bo wszystko przygotowywane jest od zera, bez ściemy i mikrofalówki. I co ważne, bez użycia wszechobecnych chemicznych dodatków. Wegeburgery z frytkami z młodych ziemniaków i marchwi – rewelacja.
***
Warto odwiedzić też Lodziarnię Roma, która działa na ulicy Rydygiera nieprzerwanie od 1946 roku. Znajduje się trochę na uboczu, ale warto zboczyć z głównego turystycznego szlaku, aby zjeść takie dobre lody. Informację o tym miejscu znalazłam na jednej ze stron. Ktoś, kto je polecił dobrze wiedział, co pisze.
***
I na koniec coś a propos oldskulowych miejscówek. Bardzo polecam Art Cafe Kalambur, który jest miejscem zbiórek wrocławskiej bohemy od ponad trzydziestu lat. Związany jest z założonym w 1957 roku awangardowym Teatrem Kalambur, a obecnie prowadzony przez syna jego założyciela. Ma bardzo fajny, artystyczny klimat i jest idealnym miejscem, aby wpaść tam wieczorem na drinka. Często odbywają się tam imprezy, koncerty i spotkania, ale my nie mieliśmy szczęścia na nie trafić. Może następnym razem się uda.
***
Udało nam się odwiedzić sporo miejsc, ale moja lista nie została wyczerpana przez tych kilka dni. Więc do zobaczenia, Wrocławiu! Dajcie znać, jakie Wy macie ulubione miejsca w tym mieście.