Co może się wydarzyć, gdy dwóch kochających muzykę wojennych uciekinierów zacznie spełniać swoje marzenia z jazzem w roli ścieżki dźwiękowej? Mogą na przykład założyć wspólnie wytwórnię muzyczną, która stanie się kultowa, urośnie do rangi symbolu i zostanie artystycznym domem dla największych muzyków jazzowych. Właśnie o takim zjawisku, jakim jest wytwórnia Blue Note Records opowiada dokument wyreżyserowany przez Sophie Huber.
Kiedy dotarła do mnie informacja o powstawaniu filmu poświęconego słynnej wytwórni, od razu wiedziałam, że będę chciała zobaczyć go tak szybko, jak to tylko będzie to możliwe. I w końcu jest „Blue Note Records: Beyond The Notes”. Produkcja, na którą czekały całe rzesze wielbicieli jazzu właśnie weszła do polskich kin.
W przypadku filmów opowiadających o historycznych zjawiskach zawsze istnieją obawy z cyklu „oczekiwania vs. rzeczywistość”. W tym przypadku okazały się zupełnie na wyrost. Dokument Sophie Huber to spotkanie z genialną muzyką, jej twórcami oraz emocjami, historiami i inspiracjami, które skręcają czasem w bardzo zaskakujące rejony kultury. Nie zdradzę konkretnie w które, żeby nie psuć Wam przyjemności z odkrywania tego filmu.
Wytwórnię Blue Note Records założyli w 1939 roku Alfred Lion i Max Margulis – goście, którzy totalnie nie znali się na tworzeniu muzyki, ale bardzo ją kochali. Okazało się, że to wystarczy, jeśli do pasji dorzucimy kilku doradzających muzycznych specjalistów, którzy mają zapał i przysłowiowego nosa. Niedługo później Margulisa zastąpił Francis Wolff – fotograf, który był autorem wielu wspaniałych zdjęć i okładek płyt wydanych przez Blue Note. Panowie dość szybko doprowadzili do rozkwitu wytwórni i sprawili, że swoje płyty nagrywali u nich tacy giganci jak Miles Davis, Theleonius Monk, John Coltrane czy Bud Powell. Potem losy układały się bardzo różnie. Czasem na tyle burzliwie, że wytwórnia została zamknięta. A następnie wróciła po latach, aby dalej nagrywać jazz.
Dokument „Blue Note Records: Beyond The Notes” pokazuje historię powstania i rozwoju wytwórni, ale także zabiera widzów za kulisy muzycznych kooperacji i artystycznych fascynacji związanych z nią muzyków. Mamy okazję obejrzeć mnóstwo materiałów archiwalnych, zdjęć i zapisów sesji, których zobaczenie pewnie nawet nam się nie śniło. Przy opowieściach ludzi zaangażowanych w powstanie wytwórni, muzyków i kontynuatorów tej tradycji pojawia się także mnóstwo anegdot – sami artyści mają niezły ubaw opowiadając o próbach tańca jednego z „ojców założycieli” gdy dźwięki przypadały mu do gustu.
Ale nie są to po prostu kronikarskie relacje okraszone wesołymi wątkami – to także opowieści o tym, jakie przesłanie niesie w sobie jazz, czym jest w aspekcie społecznym i w jaki sposób odzwierciedla nastroje i czasy. „Blue Note Records: Beyond The Notes” oczywiście przedstawia wydarzenia związane z powstaniem, rozwojem i losami słynnej wytwórni, ale w kontekście współpracy niezwykle utalentowanych ludzi, dla których muzyka jest ponadczasową i międzypokoleniową nicią porozumienia.
Dla mnie podczas oglądania filmu prawdziwym rarytasem była możliwość przyglądania się i przysłuchiwania sesji nagraniowej grupy Blue Note All Stars składającej się z młodych muzyków nagrywających z prawdziwymi gigantami jazzu, którymi są Wayne Shorter i Herbie Hancock. I mimo ogromnej różnicy wieku i doświadczeń nie ma tutaj zderzenia światów. Jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało, światy te połączyła miłość do jazzu.
„Blue Note Records: Beyond The Notes” to film nie do opowiedzenia. Taka właśnie jest prawda. To film, który po prostu trzeba zobaczyć i którego trzeba posłuchać. Zobaczyć nie tylko ze względu na to, o czym mówi, ale także dlatego, że pokazuje prawdziwych twórców, sięga do korzeni, przywołuje prawdziwe rarytasy z archiwów i przypomina genialne okładki. A posłuchać nie tylko dlatego, że opowiada o muzyce, ale także dlatego, że ukazuje proces jej powstawania i że jest doskonale dopracowany w warstwie dźwiękowej.
Jazz albo się kocha, albo omija szerokim łukiem. Jeśli tworzy się film o zjawisku niezwykle ważnym dla tych, którzy muzykę kochają, łatwo ich rozczarować. Sophie Huber tego nie zrobiła. Udało jej się pokazać ciekawą historię nie malując jednocześnie laurki i nie wpadając w sidła patosu. Pokazała pasjonatów oraz muzykę, która łączy pokolenia, jest elastyczna i niesie za sobą coś więcej niż same wartości estetyczne. Podobnie jak film „Blue Note Records: Beyond The Notes”, który jest świetnie zrealizowanym, wielowymiarowym dokumentem. A przy okazji pozycją obowiązkową dla wszystkich, którzy jazz już zrozumieli albo chcieliby znaleźć do niego klucz.
—
Zdjęcia: materiały dystrybutora Musicine