50 lat bez Kabaretu Starszych Panów. A tak naprawdę cały czas z nim.

Kabaret Starszych Panów to dla mnie jedno z najważniejszych zjawisk polskiej kultury. Może brzmi to trochę górnolotnie, ale jeśli byśmy przeanalizowali, jak często Kabaret inspiruje dzisiejszych twórców, teza ta z pewnością znalazłaby potwierdzenie. Dlatego wyznaję zasadę, że gdy chodzi o przypominanie twórczości Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, każdy pretekst jest dobry. Właśnie mija dokładnie 50 lat od premiery ostatniego wieczoru Kabaretu Starszych Panów. Uznałam więc, że powinnam (a właściwie muszę) poświęcić mu tutaj trochę miejsca, czasu i przestrzeni. W końcu taka okazja jak okrągła rocznica nie zdarza się codziennie.

„Kabaret Starszych Panów popełnił samobójstwo w 1966 roku” – tak pisał w swoich „Memuarach” Jeremi Przybora. Zakończenie cyklu określił jako samobójstwo dlatego, że Starsi Panowie postanowili zniknąć z ekranów tak naprawdę w szczycie swojej popularności (to taka nieznana części dzisiejszych artystów zasada z cyklu „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść”). Podczas ośmiu lat działalności Kabaretu wyemitowano szesnaście premierowych wieczorów oraz kilka programów powtórkowych. Pierwszy wieczór – „Popołudnie Starszych Panów” został wyemitowany 16 października 1958 roku, a ostatni – „Zaopiekujcie się Leonem” pojawił się na ekranach telewizorów 22 lipca 1966 roku.

„Kabaretu Starszych Panów już nie ma, zostało po nim wspomnienie. Może kiedyś, po latach, ktoś oglądający ten kabaret na taśmie telerecordingu, będzie mógł wyjaśnić naukowo na czym polegał jego niezwykły urok i czar”* – tymi słowami Jan Zbigniew Słojewski pożegnał widowisko po emisji ostatniego programu. Zapewne nie spodziewał się wtedy, że po pięćdziesięciu latach Kabaret nadal będzie wspominany i pamiętany. A artykułów i prac bardziej i mniej naukowych powstała na ten temat cała masa.

Halina KozusznikInspicjent Halina Kożusznik podczas pracy na planie

Z okazji rocznicy postanowiłam przypomnieć sobie program „Zaopiekujcie się Leonem”. Z taśm telerecordingu został na szczęście zgrany na płyty DVD, które wydała kilka lat temu Telewizja Polska. Już w „Kupletach” Starsi Panowie zapowiedzieli, że będzie to odcinek pożegnalny. Znalazło się w nim kilka nowych piosenek, ale przypomniane zostały także „stare” – te, których zdecydowaną większość można określić jako przeboje. W programie tym obok Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego wystąpili Irena Kwiatkowska, Kalina Jędrusik, Barbara Krafftówna, Agnieszka Fitkau, Mieczysław Czechowicz, Wiesław Gołas oraz Wiesław Michnikowski.

W wieczorze XVI Starsi Panowie wybierają się w podróż. Ma to być delegacja, w którą wysyła ich tajemniczy Prezes Omega. Sami nie wiedzą dokąd jadą i na jak długo, co będą tam robili ani jakim środkiem transportu trafią na miejsce. Do podróży są nastawieni pozytywnie, ale martwią się o dwie rzeczy. Po pierwsze – o ich piosenki, które mogą sczeznąć jeśli zostawią je bez opieki. Po drugie – o mysz nazwaną imieniem Leon, która zostaje w mieszkaniu na czas ich nieobecności. Co chwilę pojawiają się goście: Julia, hrabina Tyłbaczewska, Spory i Nieduży, Upiór i inni. Śpiewają piosenki i opowiadają historie, które często związane są z Prezesem Omegą. I zazdroszczą Starszym Panom wspaniałej podróży. Piosenki zostają więc zaopiekowane. Okazuje się, że Leon też będzie otoczony troską – zajmą się nim Manna (Maria Anna) i jej narzeczony. W takiej sytuacji Starsi Panowie spokojnie mogą wyruszyć w podróż…

____________

*Cytat z książki „Ostatni naiwni. Lekyskon Kabaretu Starszych Panów”. Autorzy: R. Dziewoński, M. Wasowska, G. Wasowski.
*Zdjęcia pochodzą z albumu „Luka w pamięci” autorstwa R. Dziewońskiego, X. Zaniewskiej-Chwedczuk, M. Chwedczuka.

Zobacz również

  • „Kabaret Starszych Panów” to pierwsza rzecz, która przychodzi, gdy myślę o „starej dobrej telewizji”, czy telewizji przez duże T. Brakuje mi tego poziomu i artyzmu obecnie. Można powiedzieć, że już inne czasy. Ale to chyba nie kwestia czasów, tylko inteligencji i oczytania widzów. Fenomen Starszych Panów polega chyba na przedwojennym inteligenckim etosie oraz dobrodusznej poezji. Razem tworzą całość nie tylko zabawną i na poziomie, ale też przytulną i bezpieczną (są bardzo „hygge”;))). Na szczęście wciąż da się to odnaleźć wspolczesnie w niektórych dziełach. Na przykład w reklamach… Kota Przybory.

    • To prawda – Kot Przybora ewidentnie odziedziczył pióro po Ojcu. I na szczęście potrafi je wykorzystać tak, że mogą to „łapać” dzisiejsi odbiorcy mediów. W obecnych kabaretach rzeczywiście, niestety nie znajdziemy już tego humoru i klimatu – chociażby założyli wszystkie peruki czy siedem warstw żółtych swetrów. Co do tego oczytania, to nie wiem, czy tak do końca to działa – KSP miał ogromną popularność także na wsiach, gdzie poziom wykształcenia i „obycia” był mniejszy. Ale cały ten klimat i „dobroduszność” o której piszesz znalazły całe rzesze fanów. Dobrze, że przetrwała chociaż część nagrań – jest się dziś czym ratować 😉