Tomasz Ossoliński. Before the Show – z kamerą na backstage’u

Tomasz Ossoliński

Tomasz Ossoliński. Before the Show to film, na który dość długo czekałam. Opowiada o jednym z moich ulubionych polskich projektantów, a jej reżyserką jest Judyta Fibiger, która o modzie wie dużo (jeśli nie wszystko). Przeciwko seansowi nie protestował nawet mój P., który tego dnia akurat miał urodziny (i mecz ulubionej drużyny).

Postanowiliśmy wybrać się do Kina Praha, żeby ominąć tłumy w centrach handlowych. Jakże ogromne było nasze zdziwienie, kiedy zorientowaliśmy się, że na sali oprócz nas zasiada jeszcze tylko jedna para. Dziwne, bo był to piątek i pierwszy dzień projekcji tego filmu. Obstawiam, że z tych czterech osób na widowni tylko dwie znalazły się tam z własnej woli, a dwie lekko przymuszone (pół biedy, jeśli lekko). Cała reszta ludzkości zapewne bawiła się wtedy na Orange Warsaw Festivalu. Mam nadzieję, że to tylko chwilowy kryzys formy kinomanów i frekwencja znacznie się poprawi. Bo naprawdę powinna.

Trwający niecałą godzinę film to podobno pierwszy polski kinowy dokument poświęcony modzie. I to modzie nie byle jakiej. To obraz pokazujący proces tworzenia zrobiony bez zadęcia, nadęcia i wychwalania pod niebiosa. Nie jest to panegiryk na cześć wielkiego twórcy, a próba pokazania, czym tak naprawdę jest jego praca. Autorka filmu w ciekawy sposób poprowadziła nas przez proces powstawania pokazu z okazji dwudziestolecia pracy Tomasza Ossolińskiego, który należy do czołówki polskich projektantów. Od samego początku dała widzom poczucie, że oglądają narodziny czegoś wielkiego, chociaż nie starała się nam tej wielkości nieustannie podkreślać ani udowadniać. Sami mogliśmy taką opinię wydać widząc końcowy efekt trwających przed kamerą przygotowań.

Ekipa filmowa towarzyszyła bohaterowi w jego pracowni podczas projektowania kolekcji i podejmowania decyzji dotyczących pokazu, wybrała się z nim na Śląsk do miejsca jego pierwszej pracy, odwiedziła jego pierwszą nauczycielkę szycia, zajrzała na backstage pokazu, gdzie trwały gorączkowe przygotowania, aż w końcu trafiła na wybieg, na którym sfilmowała jedno z najciekawszych modowych wydarzeń ostatnich lat. Pokaz, który nie zaistniał w żadnych oficjalnych materiałach doczekał się swojej premiery teraz, w dokumencie, który jest portretem artysty i wizytówką branży kojarzącej nam się raczej ze sławą, dziesiątkami tysięcy fanów na społecznościówkach, ściankami i sztabem profesjonalistów czuwających nad wydarzeniami.

Tomasz Ossoliński w swoich opowieściach otrzepał brokat, konfetti i blichtr pokazując, że nie wygląda to tak, jak się nam (laikom) wydaje. Że przygotowanie wielkiego modowego wydarzenia to projektowanie i szycie po nocach, ciągły stres i walka z czasem oraz dbałość o każdy element tytułowego Show. Okazuje się też, że projektant musi uczestniczyć we wszystkich etapach powstawania pokazu i nie jest tak, że kontroluje wszystko z pozycji wielkiego skórzanego „fotela prezesa”. Czasem ochrzania swoją główną krawcową, klnie jak szewc (choć podobno przed kamerą starał się stopować), piekielnie stresuje się pokazem i nie ma czasu wymienić gniazdek w mieszkaniu.

Jedną z najciekawszych i jednocześnie najbardziej dających do myślenia scen była wizyta w fabryce marki Bytom, gdzie Ossoliński jako osiemnastolatek zaczął swoją pierwszą pracę. Wystartował z wysokiego C, bo od razu od posady głównego projektanta firmy. Podkreślał, że ma pełną świadomość tego, iż dostał od losu wielką szansę i postarał się ją jak najlepiej wykorzystać. Teraz, po dwudziestu latach przyprowadził nas do wielkiej, opuszczonej hali produkcyjnej, w której zostały już tylko zakurzone maszyny na tle odrapanych ścian. Zabrał nas m.in. do pomieszczenia, w którym pracował i pokazał grzejnik, na którym szwaczki podgrzewały sobie kiełbasę na obiad. Znalazł też swoje stare zdjęcia, które oglądał ze wzruszeniem.

Nie każdy umie opowiadać o sobie, jednak Ossolińskiemu wyszło to doskonale. O wiele lepiej, niż poproszonym o wypowiedź na jego temat przyjaciołom i osobom z tak zwanej „branży”. Pokazał, że jest pewny siebie, ale nie jest zadufaną w sobie gwiazdą projektowania. Bo moda to nie ścianki, ubieranie gwiazd i rysowanie nowych kreacji w twórczym szale. Ważny jest warsztat, umiejętność wykrojenia ubrań i przeniesienia swojej wizji na fizycznie istniejące modele. A nie każdy to potrafi.

Dzięki udziałowi w „Project Runway” Ossoliński stał się trochę celebrytą, czy raczej osobą medialną. Film Judyty Fibiger poniekąd wzmocnił ten efekt, bo o projektancie znowu zrobiło się głośno. Z drugiej jednak strony pokazuje jego talent i profesjonalizm, więc nawet ścianki i wizyty w telewizjach śniadaniowych mu nie zaszkodzą.

Zobacz również

  • m.

    jak mogłaś?! no jak mogłaś?! to Holandia zrobiła Piotrkowi taki prezent urodzinowy, a on tego nie oglądał?! jak mogłaś mu to zrobić? i mi przy okazji… chętnie bym sobie poszła do kina zamiast oglądać mecz… 😉
    P.S. to trochę niesprawiedliwe, że ja ze swoim nie-Fanem piłki muszę codziennie oglądać mecze, a Ty ze swoim Fanem chodzisz do kina, choć mundial… 🙁

  • No muszę przyznać, że miałam trochę wyrzuty sumienia (szczególnie, że urodziny). Gdyby nie OWF, pewnie zdążylibyśmy na cały mecz, a tak weszliśmy w 30. minucie. Ale za to pocisnęli, więc żalu nie było. 🙂 Plus jest taki, że zobaczył chociaż kawałek. Na drugi dzień to się już nie udało… 😉

    • m.

      ehh nie wiem czy to ja jestem zbyt pobłażliwa czy to Ty nie masz serca… 😉

  • m.

    ale nie bierz tego do siebie. to tylko ja próbuję się dowartościować 😉

  • Nie wiem, czy mi się uda. Ale spróbuję 😉

  • P.

    Jako, że zostałem trochę wywołany do tablic to odpowiem :). Wypad do kina był ze wszech miar udany i miał też duży plus – ominąłem tę część meczu, kiedy Holandia przegrywała :). Bo akurat tak się złożyło, że to właśnie po powrocie Holendrzy rozpoczęli kanonadę bramkową. Także wszystko ułożyło się jak należy 🙂

    • czyli wygląda na to, że w ogólnym rozrachunku wszyscy byli zadowoleni 🙂

    • m.

      nie chcę Piotrze wywoływać u Ciebie wyrzutów sumienia, ale tak mi przyszło do głowy, że może oni przegrywali właśnie dlatego, że nie oglądałeś meczu…? 😉

      • P.

        To akurat nie ma znaczenia. Najważniejsze, że po powrocie zaczęli strzelać bramki :). Gdybyśmy mieli tak gdybyć to może w momencie kiedy oglądałbym od początku wynik byłby zupełnie inny. Nigdy nie wiadomo ;). Także dla mnie scenariusz wieczoru tydzień temu ułożył się idealnie 🙂

        • Kasia, oni ewidentnie czekali na Piotrka z tymi golami. Z nudów przyjęli nawet jednego przeciwko sobie 🙂

      • m.

        jestem tego pewna 😉