Lizbona to drugie i niestety ostatnie miasto, które odwiedziliśmy podczas naszego urlopu w Portugalii. Na zwiedzanie stolicy kraju mieliśmy tylko trzy dni, czyli niezbyt dużo, aby dobrze ją poznać. Za to wystarczająco, aby totalnie się w niej zakochać. Oto lista powodów, które sprawiły, że Lizbona nas zauroczyła. I jeden wątek, który popsuł mi zwiedzanie.
Tak jak wspomniałam w poście o Porto, pierwszym pomysłem na nasz tygodniowy urlop było pozostanie w jednym mieście i odpuszczenie zwiedzania Lizbony. Jednak zachwyty Marty z Kulturalnie spowodowały, że postanowiliśmy sprawdzić, cóż takiego to miasto ma w sobie. Okazało się, że mnóstwo niesamowitych miejsc i niepowtarzalny klimat, który sprawia, że chce się tam wrócić. My wrócimy na pewno, bo czujemy lizboński niedosyt.
Naszego entuzjazmu nie ostudził huragan, który w dzień przyjazdu postanowił nawiedzić miasto, maraton który skutecznie zablokował centrum i okolice przez całą słoneczną niedzielę, problemy z ogarnięciem komunikacji miejskiej ani nawet deszcz, który od samego rana „umilał” nam zwiedzanie podczas ostatniego dnia naszego pobytu. To wszystko wynagrodziły nam miejsca, które mogliśmy w ciągu tych trzech dni odwiedzić. Może zainspiruję do takich aktywności także Was. Żeby jednak nie było tylko cukierkowo, wspomnę też o tym, czego nie zafundowała nam natura, a zafundował naturze człowiek. Ale o tym później. Zapraszam na krótką wycieczkę po Lizbonie.
***
Alfama to przepiękna dzielnica, w której mieliśmy szczęście mieszkać. Położona nad samą rzeką, wypełniona cudnymi kamienicami oraz zabytkowymi budynkami (jak słynny zamek Castelo de São Jorge), z mnóstwem kawiarenek i klubów z muzyką na żywo. Najfajniejszym zajęciem tam było po prostu chodzenie stromymi uliczkami i podziwianie lizbońskiej architektury.
***
Podczas pobytu w Lizbonie warto zarezerwować sobie chwilę na wizytę na Praça do Comércio. To plac znajdujący się na końcu reprezentacyjnego deptaka, zwany sercem miasta. Z jednej strony wieńczy go brzeg rzeki Tag, a z drugiej Łuk Triumfalny. Co ważne, przed laty na placu tym znajdował się monumentalny Pałac Ribeira, który pełnił funkcję rezydencji królewskiej. Tak jak większość miasta został doszczętnie zniszczony podczas wielkiego trzęsienia ziemi w 1755 roku.
***
Jednym z miejsc, w których naprawdę poczułam, że odpoczywam, było właśnie nabrzeże wspomnianej rzeki Tag, zaledwie kilka kroków od Praça do Comércio. Można tam usiąść, gapić się na spokojną wodę, pływające statki i kamienistą plażę. To naprawdę piękny i uspokajający widok. Szczególnie ze świadomością, że bardzo blisko zaczyna się już Ocean.
***
Jak wiadomo, jednym z symboli Lizbony jest żółty, zabytkowy tramwaj z numerem 28. Nic dziwnego, że jest to jeden z obowiązkowych punktów dla wszystkich turystów. Fajne jest to, że jego trasa przebiega przez najważniejsze zakątki miasta i pozwala je zobaczyć z ciekawej perspektywy. Niefajne jest natomiast to, że do takiej przejażdżki ustawiają się gigantyczne kolejki. My wraz z P. stwierdziliśmy, że szkoda naszego cennego czasu i wsiedliśmy do znacznie mniej obleganego tramwaju numer 15, który jedzie bardzo podobną trasą. I niczego nie straciliśmy.
***
Szczególnie, że wyskoczyliśmy z niego (taka jest cecha spontanicznych decyzji) na jednym z przystanków, przy którym zauważyliśmy wspaniały punkt widokowy. Pewnie w normalnych warunkach średnio chciałoby nam się wdrapywać po stromych uliczkach, aby po prostu spojrzeć na miasto z góry i nawet nie wiedzielibyśmy, że warto. Było warto tak bardzo, że kilka godzin później wróciliśmy w to samo miejsce, aby podziwiać nocną panoramę Lizbony.
***
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie znaleźli czasu na obcowanie ze sztuką. Podczas ostatniego dnia pobytu w Lizbonie wybraliśmy się do Museu Colecção Berardo, które posiada jedną z najciekawszych kolekcji sztuki współczesnej nie tylko w Europie, ale na całym świecie. Prezentowane są w nim zbiory portugalskiego magnata Joe Berardo, który pasjonował się kolekcjonowaniem sztuki. Dziś ponad 900 dzieł z takich dziedzin jak rzeźba, fotografia, malarstwo i instalacje artystyczne można podziwiać na dwóch piętrach Centrum Kultury Belem. Znajdują się tam m.in. prace takich artystów jak Warhol, Picasso, Dali, Duchamp, czy Pollock.
***
Ze sztuką, ale tym razem użytkową można zetknąć się w cudownym miejscu, jakim jest LX Factory. To centrum sztuki, mody, designu i kulinariów stworzone w budynkach XIX-wiecznej fabryki tekstyliów. Opuszczone hale zostały odrestaurowane i zamieniły się w studia, galerie, knajpy, sklepy z rękodziełem. Gdy tam byliśmy, odbywały się akurat targi, podczas których można było kupić ubrania, biżuterię, dodatki i gadżety dla siebie i do domu. Fajna opcja do znalezienia nietuzinkowych pamiątek.
***
Właśnie w LX Factory znajduje się słynna księgarnia Ler Devagar, która jest prawdziwą atrakcją turystyczną przyciągającą tłumy. Ale mimo tego naprawdę warto zobaczyć ją na żywo.
***
Podczas wędrówek po mieście warto odkrywać zakamarki, w których kryją się prawdziwe streetartowe cuda. Jest tego mnóstwo, a niektóre ścienne malowidła naprawdę robią wrażenie. Nas najbardziej zauroczyły nawet nie obrazy malowane na ścianach budynków, a artystyczne instalacje przedstawiające zwierzęta. Co ciekawe, stworzone zostały z materiałów pochodzących z recyklingu.
***
A skoro już jesteśmy przy zwierzętach, czas na wątek, który może będzie dla Was ostrzeżeniem. Tak jak wspomniałam przy okazji wpisu poświęconego Porto, wizyta w muzeum klubu piłkarskiego okazała się zaskakująco pozytywnym doświadczeniem. Dlatego wybrałam się wraz z P. na zwiedzanie kolejnego sportowego obiektu, jakim jest stadion klubu Benfica. I był to błąd, który kosztował mnie prawie kłótnię z pracownikami stadionu oraz zepsuty dzień. Zwiedzanie stadionu jak zwiedzanie stadionu – murawa, szatnie, osprzęt, krzesełka i backstage.
Ale jakież było moje zdziwienie, gdy znaleźliśmy się w miejscu, gdzie do kawałków drewna przywiązane były za nogi dwa ogromne orły. W biały dzień, w deszczu. To był bardzo smutny widok. Szczególnie że te piękne, dzikie ptaki były jedną z atrakcji zwiedzania, a odwiedzający stadion robili sobie z nimi zdjęcia…
Ptaki co jakiś czas próbowały podrywać się do lotu (często z krzykiem), ale krótki sznurek szybko studził ich zapędy. Przewodnik miał gotowe odpowiedzi na wszystkie moje drążące pytania oprócz jednego – dlaczego ten klub tak nienawidzi zwierząt, które są jego symbolem. Pozostawił to pytanie bez odpowiedzi. Może dział promocji musi nad nią trochę popracować. Jeśli nie lubicie oglądać krzywdy wyrządzanej zwierzętom, omijajcie ten stadion szerokim łukiem. Zresztą i tak nie ma na nim nic ciekawego.
***
Ale tak naprawdę to był jedyny element, który nie spodobał mi się w Lizbonie. Oboje z P. jesteśmy zgodni, że gdybyśmy mieli wybrać między Porto a Lizboną, zdecydowanie bardziej przypadło nam do gustu to drugie. Według nas ma ciekawszy klimat i architekturę, jest bardziej dynamiczne i oferuje mnóstwo ciekawych miejsc do odwiedzenia. Tu wymieniłam tylko kilka z tych, które zdążyliśmy zobaczyć. A te, które zobaczyliśmy to tylko mały ułamek tego, co to miasto ma do zaoferowania. Jedyne, co pozostaje, to wrócić tam i nadrobić. Bardzo chętnie.
Byliście w Lizbonie? A może macie w planach taką wycieczkę?