Międzymorze to kolejna kraina, do której zabiera nas Ziemowit Szczerek. Przewodnikiem po krajach, regionach i zakamarkach Międzymorza jest jego najnowsza książka. Co więcej, po raz kolejny w dorobku tego pisarza, książka jest nie tylko pretekstem do przyjrzenia się bliżej Europie Środkowo-Wschodniej, ale też do spojrzenia na stereotypy oraz wyobrażenia dotyczące narodów i stosunków politycznych.
Mimo iż totalnie nie mam podróżniczych zainteresowań (no, może poza jednym wyjątkiem), od momentu, kiedy przeczytałam „Przyjdzie Mordor i nas zje”, w każdą następną podróż wyruszam za Szczerkiem w ciemno. W tym przypadku to dość stosowne określenie, bo podczas podróży po Międzymorzu często zdarza mu się zahaczyć o ciemnogród – czasem dotyczący zagospodarowania przestrzennego czy zacofania technologicznego, innym razem przekłamywania historii, aż po wszelkie przejawy nacjonalizmu. Najgorzej jest, gdy wszystkie spotykają się w jednym miejscu. A bywa i tak.
Niemcy śmieją się z Czechów, Austriacy mają Węgrów za Hunów, Węgrzy Rumunów mają za barbarzyńców, a Czesi Polaków. Polacy Ukraińców, Ukraińcy Rosjan, czasem Rumunów, czasem Mołdawian. I tak dalej. No ale uczestniczę w tym polskim masochizmie i jeżdżę do Czech. Bo gdybym się tym przejmował, to nigdzie nie powinienem jeździć, ponieważ zawsze – jako reprezentant kraju zwanego Polską – gram jakąś rolę. Albo ofiary, albo buca.
Czymże jest to całe Międzymorze? Jak sama nazwa wskazuje, to teren znajdujący się między morzami, a konkretnie pomiędzy Morzem Bałtyckim, Czarnym i Adriatykiem. Co za tym idzie obejmujący kraje pomiędzy rosyjską i niemiecką strefą wpływów (i aspiracji). Tereny te charakteryzują się aspiracjami często odwrotnie proporcjonalnymi do rangi na arenie politycznej. A to rodzi mniejsze i większe konflikty. Pół biedy, jeśli tylko światopoglądowe. I dotyczy to wszystkich krajów, które odwiedza Szczerek.
Autor książki z charakterystyczną dla siebie reporterską ciekawością przemierza kolejne granice aby sprawdzić, jak różni się powietrze i bruk po ich obu stronach. Zwraca uwagę na architekturę, przygląda się modelom życia mieszkańców tych państw, szuka podobieństw i więzów pomiędzy narodami. Wygląda na to, że jego podróż nie przebiega według jakiegoś konkretnego planu czy koncepcji. I tym lepiej.
Wiejski sklep wyglądał jak wiejski sklep, od Macedonii po Murmańsk. Sprzedawczyni była zmęczona, przeglądała gazetę. Nad jej głową kolorowiły się opakowania. Na górze wódki, pod nimi słodycze, na samym dole chemia i AGD. W rogu warzywa. Po lewej, w lodówce, sery, po prawej wędliny i ryby. I właściwie to wszystko, pomyślałem, to całe Międzymorze, tylko się kiełbasami różni. Od cevapciciów !!! na Bałkanach i paprykowej suchej na Węgrzech, po suchą w Czechach i Słowacji, przez miękką i wilgotną w środku w Polsce do twardej i sprasowanej w krajach bałtyckich, i znów miękkawej, podejrzanej, z grudkami tłuszczu, w słowiańskiej Europie Wschodniej.
Skoro już Ziemowit Szczerek wpłynął na suchego przestwór Międzymorza, odwiedza wszelkie możliwe tego Międzymorza zakątki. Jedzie do dużych miast, ale nie pomija także mniejszych miejscowości. Obserwuje, czasem dość dosadnie komentuje, porównuje i rozmawia – z ich mieszkańcami, przyjezdnymi, strażą graniczną, dziennikarzami, politykami i komentatorami życia społeczno-politycznego. Jedną z cięższych „przygód” było dla niego zapewne słuchanie proputinowskich wywodów w stylu „tylko frajerzy wierzą w demokrację”. Czasem na trzeźwo się nie dało, ale kłócić się też nie byłoby w dobrym tonie.
Podczas swoich podróży i wędrówek autor „Międzymorza” nie tylko opisuje nam świat prze(d)stawiony, ale też konfrontuje aspiracje państw Europy Środkowo-Wschodniej do tego, co sobą naprawdę reprezentują. Opowiada o tym, jak realizują się międzymorskie sny o wielkości i do jakich absurdów one prowadzą. Objawiają się na przykład jako „świebodzinizacja”, kult historii (i czasów wielkich podbojów) czy jako ucieczka w nastroje nacjonalistyczne.
Skoro dostaje się wszystkim dookoła, to żeby było sprawiedliwie, dostaje się też Polsce – bo przecież i tu „kwiatków” nie brakuje. Mocno obrywa się przede wszystkim PISowi – za to, że psuje nasze relacje z krajami Europy Zachodniej i zamiast porozumiewać się z nimi w cywilizowany sposób (czyli zgodny z naszymi aspiracjami), wydziera się na temat nauki używania noża i widelca. Autor książki uczestniczy w Marszu Niepodległości, gdzie obserwuje rewię patriotycznej mody, pojawia się w rodzinnych stronach swojej matki, prosto z hipsterskiej knajpy biegnie na demonstrację KODu, aż w końcu jedzie do Lichenia, który jest jego zdaniem odzwierciedleniem naszego ducha narodowego.
Kiedy moja mama była młoda i jeździła tędy na studia do Krakowa, to wszędzie, po obu stronach beznadziejnej dróżynki, stały malowane na błękitno drewniane chałupy. Teraz prawie śladu po nich nie ma. Kiedyś było tu ściernisko, a teraz co prawda może i nie San Francisco, ale na pewno eksplozja kapitalistycznego parasukcesu.
Ale żeby nie było, że Szczerek jeździ, patrzy z góry i wytyka wszystkim błędy. Tak zdecydowanie nie jest. Do tego, co widzi, odnosi swoją wiedzę – sięga do historii terenów, które odwiedza i próbuje dociec genezy takich czy innych zachowań lub poglądów. Jak zwykle, jest w tym błyskotliwy, a swoje spostrzeżenia zręcznie umieszcza w różnych kontekstach i miksuje z wątkami wyjętymi z popkultury. Dzięki temu powstaje barwna i ciekawa mieszanka. Podejrzewam, że bez żartobliwych i ironicznych wtrąceń lektura tej książki byłaby po prostu trudna.
„Międzymorze. Podróże przez prawdziwą i wyobrażoną Europę Środkową” z pewnością nie jest laurką czy zestawem pocztówek z wycieczek. Ale przecież nie tego od Ziemowita Szczerka oczekujemy. Dostajemy obraz różnorodnej Europy Środkowej, która ma problem ze swoim kompleksem niższości niezależnie od sąsiedztwa. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak wygląda świat, którego nie obejmują przewodniki, chwytajcie w ręce tę książkę i poznajcie międzymorskie opowieści.
A może już ją czytaliście? Jeśli tak, koniecznie napiszcie, czy podobała Wam się ta lektura.