Wbrew nazwisku tematyka okołosportowa to nie jest coś, co specjalnie mnie interesuje – nawet jeśli ściśle łączy się z kinematografią. Ale jeśli mieszka się pod jednym dachem z fanem sportów wszelakich, który jest na bieżąco z nowymi wydarzeniami, ale chętnie sięga też do historii różnych dyscyplin, szkoda tego nie wykorzystać. Dziś na blogu gościnnie występuje P., który opowie Wam o dokumencie „Diego” Asifa Kapadii poświęconym słynnemu piłkarzowi Diego Maradonie. Czas więc oddać mu głos, a Was zaprosić do lektury.
Specjalista od skomplikowanych życiorysów
Filmy dokumentalne o tematyce sportowej stanowią dość rzadki widok w repertuarach polskich kin. Z tego powodu pojawienie się w szerokiej dystrybucji filmu „Diego” opowiadającego o szczytowym okresie kariery Diego Armando Maradony mogło być przez niektórych kinomanów uznane za pewnego rodzaju zaskoczenie. Uczucie to zapewne zniknęło u wielu osób, kiedy spojrzały na nazwisko reżysera tego obrazu.
Asif Kapadia, bo o nim mowa, to wielokrotnie nagradzany twórca filmów dokumentalnych poświęconych wielkim, choć tragicznym bohaterom popkultury. To on stworzył „Amy” – intymny i intensywny filmowy portret wokalistki Amy Winehouse, a także „Sennę” – pełen pasji dokument o legendarnym kierowcy Formuły 1, Ayrtonie Sennie.
Teraz Kapadia na swojego aktora pierwszoplanowego wybrał równie wyrazistą postać, która w przeciwieństwie do Winehouse i Senny, nie tylko wciąż żyje, ale jeszcze chętnie opowiada o swoim wyjątkowym życiorysie. Kapadia skrzętnie skorzystał z wylewności Maradony oraz perfekcyjnie wybrał materiały archiwalne i złożył je w fascynującą, dwugodzinną opowieść o najbardziej niezwykłym piłkarzu XX wieku.
Piłkarski film akcji
„Diego” jest obrazem trudnym do zrecenzowania, bo opowiada o prawdziwych wydarzeniach w stylu zdecydowanie bliższym filmowi fabularnemu niż dokumentalnemu. Akcja mknie do przodu w sprinterskim tempie i choć reżyser skupia się przede wszystkim na 7-letnim pobycie piłkarza we włoskim klubie SSC Napoli oraz jego grze w reprezentacji Argentyny na mundialach 1986 i 1990, to ilość poruszanych wątków i tak jest ogromna. Z tego powodu skupię się tylko na jednym aspekcie filmu, który moim zdaniem daje najlepszy argument do jego obejrzenia. Jest nim fenomenalne ukazanie dwoistości natury Maradony i tego jak zmieniała się ona w zależności od okoliczności.
Na szczycie i na dnie
Diego Maradona ukazany w filmie Kapadii jest sportretowany wiernie i ukazany jako postać niejednoznaczna. Z jednej strony piłkarski geniusz, fenomen, sportowy heros, a z drugiej oszust, zwykły śmiertelnik nieradzący sobie ze swoimi słabościami, który na dodatek nie potrafi w dojrzały sposób wziąć odpowiedzialności za swoje czyny.
Reżyser w bardzo przemyślany sposób prowadzi narrację i zestawia ze sobą fenomenalne zagrania Argentyńczyka na boisku z jego narastającymi z każdym rokiem kłopotami pozasportowymi mniej lub bardziej uchodzącymi mu na sucho (liczne zdrady i korzystanie z usług prostytutek, romans z przyjaciółką siostry i nieślubne dziecko z tego związku, problemy narkotykowe, tajemnicze i budzące spore wątpliwości natury moralnej kontakty z neapolitańską Camorrą).
Bóg i człowiek
Kapadia raz robi z Maradony piłkarskiego mesjasza, który doprowadza Argentynę do zwycięstwa na mundialu w Meksyku. Pokazuje też jak prowadzi tłamszone od zawsze Napoli do zwycięstw w Serie A na przekór bogatym klubom z północy Włoch. A po chwili sprowadza go do roli człowieka-marionetki (lub po prostu pogubionego gwiazdora) sprytnie manipulowanego i wykorzystywanego do granic możliwości (także fizycznych – scena zastrzyku w kręgosłup rozkłada na łopatki!) przez swoich bliskich współpracowników i dobrodziejów z neapolitańskiej mafii. To przeciąganie liny między dwoma skrajnymi naturami mieszającymi się w jednym człowieku jest kwintesencją tego obrazu i jego największą siłą.
Mały Diego i wielki Maradona
Twórcy filmu dają jednak widzom także chwile na wytchnienie. Nie są one może długie, ale znaczące. Ujęcia pokazujące Maradonę z czasów dzieciństwa w biednej dzielnicy Villa Fiorito na przedmieściach Buenos Aires czy niesamowicie emocjonalne fragmenty pokazujące jego relację z córkami i żoną dają szansę na polubienie głównego bohatera. Zanim jednak na dobre przyzwyczaimy się do uroczego wizerunku Diego, reżyser znów wysyła nas na życiowy rollercoaster Maradony. I tak w kółko, aż do niekoniecznie szczęśliwego finału kariery argentyńskiego piłkarza i trwającej po niej degrengoladzie życiowej, którą fani futbolu na całym świecie obserwują – w zależności od położenia – z nieukrywanym współczuciem lub zażenowaniem.
Życie jak loteria
Pod względem technicznym film (podobnie jak poprzednie dzieła Kapadii) jest zrobiony perfekcyjnie i wciąga widza bez reszty w opowiadaną historię. W warstwie merytorycznej mi osobiście zabrakło wyciągnięcia kilku interesujących smaczków z kariery piłkarza – np. wyjaśnienia widzom, dlaczego przez tyle lat skutecznie oszukiwał kontrolerów antydopingowych, a także oddania głosu dziennikarzom i ekspertom sportowym dobrze znającym realia argentyńskiego futbolu (choćby Johnatanowi Wilsonowi autorowi kapitalnej książki „Aniołowie o brudnych twarzach”). To jednak tylko detale bez większego znaczenia dla pozytywnego odbioru całego obrazu o życiu Maradony, które jak śpiewał Manu Chao było jedną, nigdy nieustającą loterią.
***
Widzieliście ten film? Lubicie produkcje o tematyce sportowej?
Jeśli sport to dziedzina, która znajduje się w kręgu Waszych zainteresowań, zapraszam serdecznie na prowadzoną przez P. stronę – Zdarzyło się w sporcie. Znajdziecie tam mnóstwo informacji, ciekawostek i wspomnień ze świata kultury fizycznej.
—
Zdjęcia: materiały prasowe dystrybutora