Mam wrażenie, że dosłownie chwilę temu pisałam o książkach przeczytanych wiosną, a tu jesień. Słońce niby jeszcze świeci, ale nie da się ukryć, że zrobiło się jakoś bardziej jesiennie, liście zaczęły opadać i nadszedł czas, aby letnie sukienki ustąpiły miejsca swetrom (na szczęście jeszcze tym cienkim). Skoro wrzesień, to czas podsumować letnie czytelnictwo. Wzorem ubiegłego roku opowiem Wam o 5 książkach, które mocno mnie wciągnęły i umiliły letnie miesiące.
***
Jerzy Zaruba – Z pamiętników bywalca / Patrząc na Warszawę
Tegoroczne lato zaczęłam z książką Zaruby kupioną podczas tegorocznych Warszawskich Targów Książki. Wspomniałam już o niej na Facebooku, ale opowiadania o niej ciągle mi mało. Fanką rysunków Zaruby jestem od kilku lat, ale wcześniej nie spotkałam się z jego pisarstwem. Okazało się, że to ogromny błąd, bo Zaruba był nie tylko intensywnym bywalcem salonów i innych wartych obecności przybytków, ale także niesamowitym gawędziarzem.
Jego opowieści o przedwojennej Warszawie, o wojennych losach (często z dużym przymrużeniem oka) i radzeniu sobie z powojenną rzeczywistością oraz liczne anegdoty o słynnych pisarzach i artystach należących do ówczesnej bohemy są napisane barwnym językiem i okraszone sympatią do ludzi. Historie, perypetie i przygody związane z jego przyjaciółmi – Erykiem Lipiński, Konstantym Gałczyńskim, Janem Brzechwą, Januszem Minkiewiczem czy Antonim Słonimskim to prawdziwa skarbnica wiedzy o czasach, ludziach i kulturze. Podobnie jak te, które opisywał Antoni Marianowicz.
„Patrząc na Warszawę od tylu lat, obserwując te ciągłe jej zmiany, myślę, że może warto byłoby się pokusić i utrwalić te przelotne, przemijające impresje, ten kalejdoskop wciż ginących i na ich miejsce powstających nowych wrażeń, charakterystycznych typów, scenek ulicznych, wnętrz lokali, słowem spróbować utrwalić wymykającą się pamięci Warszawę, widzianą okiem satyryka w perspektywie niemal lat pięćdziesięciu”
– z przedmowy do „Patrząc na Warszawę”
Tak więc oto okazuje się, że znany przede wszystkim z rysunków artysta okazuje jest nie tylko utalentowanym rysownikiem, ale też świetnym pisarzem, który w lekki, pełen gracji sposób przedstawia ludzi, czasy, miejsca i zjawiska. Aż żal, że Jerzy Zaruba pozostawił po sobie tak mało książek. Ale zapewniam, że te, które zostały zebrane w jedną, wydaną przez Iskry pozycję, zdecydowanie warte są uwagi. I warto je sobie dawkować, aby przygoda z Warszawą sprzed lat trwała jak najdłużej.
Z pamiętników bywalca/Patrząc na Warszawę
Jerzy Zaruba
Wydawnictwo Iskry, 2007
***
Anna Tomiak – Jurata. Cały ten szpas
Z Warszawy przenosimy się nad morze, bo bez morza i plaż nie ma szanującego się letniego czytelnictwa. Anna Tomiak w wydanej tuż przed wakacjami przez książce „Jurata. Cały ten szpas” zabiera nas na wycieczkę w czasie i przestrzeni, aby pooddychać jodem, pospacerować popularnymi alejkami i popodglądać gwiazdy, które pokochały Juratę w sposób szczególny.
Projekt stworzenia pod koniec lat dwudziestych XX wieku luksusowego kurortu był niezwykle odważny i wizjonerski, a losy miejscowości na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci dokładnie odzwierciedlały nie tylko nastroje polityczne, ale i sytuację społeczno-ekonomiczną obywateli.
Przed wojną po prostu wypadało pojawić się w Juracie, która stała się wręcz synonimem luksusu i otwarcia Polski na świat. Anna Tomiak sięgnęła po wspomnienia m.in. Magdaleny Samozwaniec, której ojciec – Wojciech Kossak stał się jednym z symboli miejscowości. Samozwaniec z właściwym sobie wdziękiem wyśmiewała mody i zjawiska, do których należały między innymi wybory miss opalenizny. Zjeżdżały tam gwiazdy estrady i kina, a na plaży można było spotkać samego prezydenta Mościckiego. I właśnie w Juracie, która była symbolem nowoczesności, prawdziwym przebojem stał się buddyzm. Ale niestety otwartość nie uchroniła tej nadmorskiej miejscowości ani przed narastającym antysemityzmem, ani przed wojną.
Po wojnie dopadły Juratę wczasy pracownicze, burzenie budynków i budowanie nowych, zgodnych z duchem epoki. Następnie kapitalizm i beton, który zaczynał coraz bardziej zabierać miejsce drzewom. Nie spowodowało to jednak spadku popularności kurortu wśród gwiazd. Jan Englert z rodziną, Gustaw Holoubek z Magdaleną Zawadzką, Tadeusz Konwicki, Jerzy Gruza, Ewa Wiśniewska, Wojciech Młynarski z żoną i Dudkowie tworzyli klimat tego miejsca i nie wyobrażali sobie wakacji bez pobytu w Juracie. A ich spotkania na tarasach, wspólne imprezy i dyskusje filozoficzne urosły do stałego elementu tamtejszego krajobrazu.
Dziewoński: Umajamy dupę w kwiaty i jedziemy do Juraty!
Lektura książki Anny Tomiak była dla mnie ogromną przyjemnością mimo tego, że nigdy nie byłam w Juracie. I mam już wyzwanie na kolejny rok!
Jurata. Cały ten szpas
Anna Tomiak
Wydawnictwo Czarne, 2019
***
Katarzyna Kubisiowska – Szaflarska. Grać, aby żyć
Każda okazja do spotkania z Danutą Szaflarską jest okazją wartą wykorzystania. Dlatego z ogromną radością sięgnęłam po książkę „Szaflarska. Grać, aby żyć” Katarzyny Kubisiowskiej.
Wiele z historii opowiadanych w tej książce pojawiło się w wydanej rok temu publikacji „Danuta Szaflarska. Jej czas” Gabriela Michalika. Trudno, aby tak nie było, gdy mówimy o biografii wybitnej artystki, o której anegdoty i opowieści do dziś chętnie są przypominane. Autorka książki postanowiła jednak sięgnąć jeszcze dalej, aby wzbogacić portret Danuty Szaflarskiej.
Spotkała się z córkami i wnukami aktorki, współpracownikami z teatru, znajomymi z gór oraz przyjaciółmi z Warszawy. Ich opowieści otworzyły wątki, o których wcześniej zbyt często się nie mówiło. Okazało się bowiem, że uśmiechnięta staruszka, która stanowiła dla nas zawsze wzór żywotności i młodzieńczości mimo poważnego zapisu w metryce, często zmagała się z ograniczeniami stawianymi przez organizm. Wszystko po to, aby móc cały czas być na scenie. Walczyła z bólem, z samą sobą, za nic nie chciała okazać słabości ani poddać się i powiedzieć „tym razem nie dam rady”. Dostęp do tej części jej osobowości mieli tylko ci, którzy zyskali jej zaufanie i zasługiwali na to, aby być tak blisko.
Ciężkie wydarzenia związane z wojną, śmierć ukochanego brata, codzienna walka o życie swoje i małej córeczki podczas powstania warszawskiego, potem rozwód, próba odnalezienia się na nowo w powojennej rzeczywistości chyba tylko wzmocniły hart ducha tej drobnej postaci. Podobnie jak miłość do teatru i chęć dawania z siebie wszystkiego – wbrew zaleceniom lekarzy i często zdrowemu rozsądkowi.
Książka Katarzyny Kubisiowskiej udowadnia, że Danuta Szaflarska do życia potrzebowała sztuki i właśnie sztuka pozwoliła jej przeżyć 102 lata w poczuciu, że jest teatrowi i widzom po prostu potrzebna.
Szaflarska. Grać, aby żyć
Katarzyna Kubisiowska
Wydawnictwo W.A.B., 2019
***
Grzegorz Ćwiertniewicz, Grażyna Barszczewska – Amantka z pieprzem
W Grażynie Barszczewskiej totalnie zakochałam się podczas oglądania spektaklu „Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej”, który grany jest w Teatrze Ateneum od ośmiu lat z niezmiennie pełną publicznością. Niesamowity urok, talent i czar aktorki spowodowały, że postanowiłam sięgnąć po książkę „Grażyna Barszczewska. Amantka z pieprzem”, która została wydana w formie wywiadu przeprowadzonego przez Grzegorza Ćwiertniewicza.
Przy pierwszym spotkaniu z tą książką podczas lipcowej, sobotniej burzy przeczytałam prawie połowę – trudno było skończyć zapoznawanie się z tą wyjątkową postacią i jej poglądami na sztukę oraz życie. Oprócz poważnych, życiowych tematów w książce znajdują się także anegdoty i opowieści zza kulis, wśród których przewijają się znakomitości znane nam z teatralnych scen, reżyserskich fotelów i szklanego ekranu.
Jedną z moich ulubionych anegdot jest wspomnienie niedoszłej współpracy Grażyny Barszczewskiej z Niną Andrycz:
„Przysłała mi egzemplarz dwuosobowej sztuki. „Ty zagrasz tę młodszą – hmm… bardzo się zdziwiłam – a ja tę starszą” – powiedziała. Otwieram egzemplarz, czytam obsadę: „Marlena – Nina Andrycz, lat 90, Leni – Grażyna Barszczewska, lat… 89”. I niestety nie był to żart z jej strony”.
Uwielbiam Kabaret Dudek i opowieści o nim, więc mocno przypadły mi do gustu wątki związane z występami kabaretowymi i ekipą, która brała w nich udział. We wspomnieniach Barszczewskiej pojawia się to samo, co we wspomnieniach Wiesława Michnikowskiego czy samego Dudka Dziewońskiego. Wszystkie wersje potwierdzają, że w ekipie dudkowego Kabaretu wytworzyła się niesamowita więź, a aktorzy naprawdę się lubili i chętnie spędzali ze sobą czas (zresztą, widać to było już w wątkach poświęconych Juracie). Ale o tym, że bliska, przyjacielska relacja bohaterki książki i założyciela kabaretu rozgrzewała warszawski trotuar od plotek na temat romansu, nawet nie miałam pojęcia (zamiast Pudelka musiała wystarczyć zabawa w „głuchy telefon”).
Jeśli zastanawiacie się, dlaczego amantka występuje w książce Grzegorza Ćwiertniewicza z atrybutem, jakim jest pieprz – już spieszę z wyjaśnieniami. Właśnie tak aktorka została określona przez reżysera Jana Rybkowskiego, kiedy nie była przekonana do przyjęcia kolejnej w swoim dorobku roli amantki Niny Ponimirskiej w „Karierze Nikodema Dyzmy”.
Rozmowa z Grzegorzem Ćwiertniewiczem pokazuje, że w takiej amantce mnóstwo jest pieprzu i odwagi – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym.
Amantka z pieprzem
Grzegorz Ćwiertniewicz, Grażyna Barszczewska
Prószyński i S-ka, 2019
***
Mark Dagostino, Eric O’Grey – Peety. Pies, który uratował mi życie
Wygląda na to, że odkąd mam Wafla, książki z opowieściami o wyjątkowych psach stają się moją wakacyjną czytelniczą tradycją. W zeszłym roku letnie dni umilała mi lektura „Męskich zwierzeń” Agnieszki Gozdyry, a w tym roku poznałam historię Peety’ego, który wprowadził w życie swojego pana prawdziwą rewolucję.
Gdy zobaczyłam na okładce książki „Peety. Pies, który uratował mi życie” zajawkę zawartej w niej opowieści, pomyślałam „o, niezła bajeczka”. Opowiada historię Erica – cierpiącego na dużą nadwagę pięćdziesięciolatka, który jest samotny, je tylko paczkowane i puszkowane jedzenie, ma mnóstwo zdrowotnych problemów i nie widzi powodu, aby cokolwiek zmienić w swoim życiu. Nagle trafia do dietetyczki, która przepisuje mu… adopcję psa. Tak, psa. Jako pomysł na wprowadzenie w życie odrobiny regularnego ruchu. Wkrótce okazuje się, że adopcja stała się nie tylko początkiem niesamowitej przyjaźni człowieka i zwierzaka, ale także furtką, aby otworzyć się w życiu na mnóstwo nowych rzeczy. Jakich, tego nie mogę zdradzić, bo zabiorę Wam przyjemność z odkrywania kolejnych elementów tej historii.
Przyznam, że przez podczas lektury tej książki cały czas powtarzałam sobie w myślach hasło o bajeczce. Wiele wątków w niej zawartych wydało mi się po prostu niemożliwych do zmieszczenia w jednym ludzkim życiorysie (nie wspomnę o życiorysie psa, który odwiedził m.in. więzienie w Alcatraz). Jakież było moje zdziwienie, gdy pod koniec książki znalazłam całą serię namiarów na osoby, które brały udział w opowiedzianych w niej historiach oraz całą serię adresów internetowych z nimi związanych. Sprawdziłam je. Eric rzeczywiście istnieje, podobnie jak schronisko, w którym przed adopcją przebywał Peety. Mają swoją stronę, a ich historia została pokazana w krótkometrażowym filmie. Właśnie film i to, co wydarzyło się wokół niego, stało się powodem wydania tej książki.
Na pewno nie jest to wielka literatura. Pod względem językowym nie ma fajerwerków – zamiast nich jest trochę jakby coachingowy styl, za którym nie przepadam. Ale nie o styl w przypadku książki chodzi. Cieszę się, że dałam jej szansę. Fajnie było poznać Erica i Peety’ego i po raz kolejny dowiedzieć się o tym, jak zwierzęta potrafią zrewolucjonizować ludzkie życiorysy (nawet jeśli historia była w mniejszym lub większym stopniu koloryzowana).
Peety. Pies, który uratował mi życie
Mark Dagostino, Eric O’Grey
Wydawnictwo Kobiece, 2019
***
Tak wyglądało moje tegoroczne letnie czytelnictwo. Gorąco Wam polecam te książki – także na jesienne dni. Jestem bardzo ciekawa, czy któraś z nich zainteresowała Was w szczególny sposób. Może któreś z tych książek już czytaliście?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach, co u Was latem było na czytelniczej tapecie i z czym zaczynacie jesień.