Dla większości z nas grupa literacka Skamander to po prostu część programu nauczania języka polskiego w szkole. Na szczęście są takie publikacje jak książka „Warszawa Skamandrytów” wydana przez wydawnictwo Bellona. Pozwalają one przypomnieć sobie o takich zjawiskach i dowiedzieć się o nich znacznie więcej, niż na obowiązkowych lekcjach. A przy tym spojrzeć na Warszawę, której już nie ma i nigdy nie będzie.
Poetycka plejada
„Czas zaciera ich ślady. Oddala w świadomości czytelnika nie tylko ich utwory, ale przede wszystkim przestrzeń, w jakiej żyli i działali. Przyciągali zarówno siłą poezji, jak i osobowości. (…) Skamandryci to nie tylko najbardziej rozpoznawalna grupa poetycka dwudziestolecia międzywojennego, lecz także najściślej związana z Warszawą literacka plejada” – tak pisze o temacie swoich literackich i terytorialnych poszukiwań autorka książki, Lidia Sadkowska-Mokkas.
Niestety, ma rację – nie ma już wielu miejsc, w których bywali, które uświetniali swoją obecnością i o których opowiadali w swoich wierszach skamandryci. Dobrze jednak, że pod opieką autorki publikacji możemy odwiedzić miejsca, które w jakikolwiek sposób naznaczyła swoją obecnością wielka poetycka piątka, tak trafnie nazwana przez Czesława Miłosza „plejadą”.
Skamander – trochę historii
Skamander to najbardziej znana grupa poetycka międzywojnia. Powstała tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, a drogi jej członków na zawsze rozłączyła II wojna światowa. Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Kazimierz Wierzyński, Jan Lechoń i Jarosław Iwaszkiewicz na zawsze wpisali się w historię polskiej literatury, a społeczeństwo międzywojennej Warszawy mogło obserwować ich sukcesy i uczestniczyć w artystycznych wydarzeniach, które organizowali.
Nie stworzyli żadnego programu, którym mieliby się kierować. Ne potrzebowali żadnych narzuconych zasad ani reguł. Odwoływali się do tradycji literackiej, ale postanowili związać swoją poezję z teraźniejszością. Chcieli, aby była ona elementem życia codziennego. Stworzyli tym samym model twórczości, który pozbawiony był wszelkich sztucznych zasad czy ozdobników.
Cała ta ich poetycka codzienność wiązała się z energią i klimatem miasta. Warszawa stała się nie tylko poligonem ich twórczych poczynań, ale też świadkiem rodzenia się czegoś absolutnie wyjątkowego w historii polskiej literatury.
Kawiarnie i kawiarenki
Na Krakowskim w kawiarni, w zadymionej Sali
Na estradce niewielkiej, codziennie wieczorem
Jacyś młodzi poeci wiersze swe czytali
I uciszał się nagle tłum „Pod Pikadorem”,
I szumiały muz skrzydła w małej kawiarence,
Gdy Lechoń kartkę z wierszem w drżącej trzymał ręce.Antoni Słonimski – Popiół i wiatr
Grupa Skamander była najlepszym przykładem tego, jak ważne dla literackiego, kulturalnego i towarzyskiego życia społeczeństwa lat międzywojennych były kawiarnie (pisałam o tym także przy okazji recenzowania tej książki).
Kiedy skamandryci 29 listopada 1918 roku otworzyli kawiarnię literacką „Pod Pikadorem”, która była ich „bazą” i miejscem kontaktu ze złaknioną artystycznych wrażeń publicznością, zapewne wiedzieli, że całe ich grupowe funkcjonowanie będzie oparte na kawiarniach. Właśnie w kawiarniach zawiązywały się przyjaźnie, rozwiązywały konflikty i nawiązywały znajomości. A także mniej lub bardziej owocne współprace.
Oprócz słynnego Pikadora, skamandryci bywali także U Turka na Nowym Świecie, później w słynnej Astorii i wreszcie w Małej Ziemiańskiej, która pozostała najbardziej chyba znanym miejscem dla życia artystycznego ówczesnej Warszawy. Nie każdy miał dostęp do ich słynnego stolika na półpięterku. Za to ci, którzy mieli zaszczyt dostąpić tego miejsca, od razu stawali się częścią historii wielkiej piątki.
Życie na półpiętrze budziło się w południe. Według obłąkanego zwyczaju warszawskiego, w tym samym czasie, kiedy we Francji albo we Włoszech nadchodziły sakramentalne godziny popołudniowego posiłku, w Ziemiańskiej rozpoczynało się picie czarnej kawy. Trwało to dwie-trzy godziny, po czym po wystrzeleniu wszystkich nowin, plotek i dowcipów szło się na obiad.
Kazimierz Wierzyński – Pamiętnik poety
W rolach głównych
W kolejnych rozdziałach książki poznajemy życiorysy Tuwima, Lechonia, Słonimskiego, Wierzyńskiego i Iwaszkiewicza, ich bliskich, ważne dla nich miejsca i losy ich twórczości. Dowiadujemy się, z jakich pochodzili rodzin i co sprawiło, że postanowili zajmować się poezją. A także jakie sukcesy i porażki pojawiały się na ich drodze w ciągu całego życia. Dla mnie szczególnie cenne jest to, że „Warszawa Skamandrytów” opisuje nie tylko losy grupy poetyckiej, lecz także to, co działo się z wszystkimi jej członkami po rozpadzie grupy.
Autorka przedstawiła w swojej książce nie tylko sylwetki i losy poszczególnych członków tej grupy, ale także osoby, które w jakikolwiek sposób były z nią związane. Pojawiły się tu liczne opowieści i anegdoty dotyczące wzajemnych relacji skamandrytów oraz tych, którzy mogli ogrzać się w ich blasku (a czasem spowodować poważniejsze zgrzyty). Poznajemy m.in. Mieczysława Grydzewskiego, który pełnił w pewnym sensie rolę menadżera poetów i Franciszka Fiszera – słynnego bywalca kawiarni, który był kimś w rodzaju ówczesnego celebryty. Cały obszerny rozdział poświęcony jest także kobietom – nie tylko tym, z którymi związali się skamandryci, ale także tym, które były ich przyjaciółkami i muzami.
Warszawa świadkiem i areną
Lidia Sadkowska-Mokkas za cel postawiła sobie pokazanie Warszawy, którą znali i kochali wszyscy skamandryci. Odwiedzamy razem z autorką adresy, pod którymi mieszkali, przechadzamy się z nimi ulicami, siedzimy przy kawiarnianych stolikach, a nawet wyjeżdżamy razem za miasto. Jesteśmy też świadkami wybuchu wojny – towarzyszymy im podczas tych strasznych momentów.
Bardzo uderzające jest to, jak poeci podczas wojny tęsknili za Warszawą i jak dawali temu wyraz w swojej twórczości. Dwóch z nich – Wierzyński i Lechoń pozstali na emigracji, ale cały czas towarzyszyła im tęsknota za miastem młodości. Pozostali prędzej czy później wracali to Warszawy i musieli jakoś sobie radzić z nową rzeczywistością, której tak nieodłącznym elementem była przecież cenzura.
Dzisiejsza Warszawa skamandrytów
Uwielbiam książki, które pozwalają nie tylko cofnąć się w czasie, ale też odwiedzić miejsca, którymi przechadzali się pisarze i artyści. Autorka książki spełniła swoją obietnicę – nie tylko opowiedziała o konkretnych adresach, ale także sprawdziła, co dzieje się z tymi miejscami dziś. Opowiedziała, jak zmieniły się budynki, ulice i punkty, którymi przed laty przechadzali się skamandryci.
Na końcu książki znajduje się dodatkowo wykaz tych miejsc. Dzięki temu możemy dziś zrobić sobie spacer śladami wielkiej literackiej piątki. Na przykład na ulicy Mazowieckiej nie ma żadnej informacji, że pod numerem 12 znajdowało się jedno z najważniejszych miejsc w historii polskiej literatury – kawiarnia Mała Ziemiańska. Za to z książki dowiedziałam się, że na jej tyłach znajduje się mural przedstawiający skamandrytów i Franciszka Fiszera. Jeszcze nie odwiedziłam wszystkich opisanych tam miejsc, ale zamierzam to nadrobić. To świetna lekcja historii.
Jeśli interesujecie się historią polskiej literatury, cenicie poetów z grupy Skamander, albo po prostu lubicie czytać o minionych czasach – koniecznie sięgnijcie po tę książkę. To świetnie przygotowana, ogromna porcja wiedzy oraz ciekawych historii. Ja na pewno będę do niej wracać.
Zainteresowanych tą tematyką zapraszam do kilku innych moich tekstów:
Więcej o czasach dwudziestolecia międzywojennego
Spacer śladami Słonimskiego
Wycieczka po Łodzi ścieżkami Tuwima
Kawiarniane anegdoty Antoniego Marianowicza