Warszawskie piosenki pokazują, jak bardzo stolica inspiruje. To z Warszawy odpłynął „Statek do Młocin”, za oknem zimowo zaczynał się Muńkowi dzień, po ulicach grasował Paramonow, a na Gnojnej odbywały się bale. Bardziej inspirująco chyba być nie może. A mnie Warszawa zainspirowała do muzycznych i literackich poszukiwań. Czyli do takich, jakie lubię najbardziej.
Żadne inne miasto nie doczekało się tylu wyrazów hołdu na kartach literatury, w nutach i wersach. Lekcji stylu na długo przed hipsterami udzielał miejscowej ludności Tyrmand, po ulicach przechadzał się Hłasko, na Saskiej królowała Osiecka.
Pewnie wyjdzie, że jestem jakaś sentymentalna i bawię się w kombatanckie wspominanie, ale stwierdziłam, że to idealny moment na notkę, która chodziła mi po głowie od kilku miesięcy. Dokładnie rok temu mój P. zrobił to, co robi wiele osób w naszym (i podobnym) wieku – spakował swój dobytek (no dobra, część dobytku), wsiadł do pociągu nie do końca byle jakiego i wyruszył na podbój stolicy. Spodziewałam się, że tego typu ruchy nie są łatwe, więc postanowiłam umilić mu pierwsze warszawskie dni odpowiednią ścieżką dźwiękową.
Specjalnie dla niego przygotowałam kompilację piosenek pokazujących różne oblicza miasta. Nie spodziewałam się, że istnieje ich aż tyle. Wyszukiwanie, wybieranie i układanie ich w odpowiedniej kolejności było świetną zabawą, a wyszła z tego całkiem ciekawa (i różnorodna) terytorialna i stylistyczna wycieczka po stolicy. P. co jakiś czas wraca do tych piosenek, a nasza przyjaciółka Anna twierdzi, że jest od nich uzależniona, więc postanowiłam podzielić się swoimi znaleziskami także na blogu. Kto wie, może komuś jeszcze umilą one jakiś nadwiślański świt. Teraz zmieszczę tu tylko ich część, a za jakiś czas pewnie zaprezentuję resztę.