Właśnie przeczytałam książkę Tani Drań, której bohaterem jest Wiesław Michnikowski. To mój ulubiony aktor, a książka o nim została w moim osobistym, arbitralnym i nieujawnionym szerszej publiczności plebiscycie Książką Roku. To zapis rozmowy, którą przeprowadził ze swoim słynnym ojcem Marcin Michnikowski.
Ciężko użyć wobec tej publikacji określenia „wywiad-rzeka”, bo kojarzy mi się ono raczej z długimi wywodami. Tu o czymś takim nie ma, nomen omen, mowy. Jest za to niezwykle wciągająca opowieść o życiu (artystycznym i nie tylko), ludziach, z którymi przyszło Bohaterowi książki współpracować, scenach i okolicznościach, w których mógł rozwijać swoją karierę.
Ogromnym atutem publikacji jest fakt, że rozmowa została przeprowadzona przez syna Wiesława Michnikowskiego, a nie przez obcą (na przykład „nasłaną” przez wydawnictwo) osobę. Dobrze wiedział, o co pyta, wiele rzeczy i osób kojarzył i potrafił „naciągnąć” swojego rozmówcę na wspomnienia, do snucia których raczej żadnego z redaktorów czy dziennikarzy namówić by się Aktora nie udało. Znany jest z niechęci do udzielania wywiadów i jak sam Marcin Michnikowski w „Posłowiu” zauważył, książkę zawdzięczamy siostrzenicy jej Bohatera – Ani, której jako jedynej udało się namówić wuja na rozmowę. Pani Ani naprawdę należą się podziękowania, bo dzięki niej możemy czytać tak uroczą opowieść o życiu wspaniałego Artysty.
Wiele wspomnień zilustrowanych jest zdjęciami, które chyba jakimś cudem przetrwały wojenną zawieruchę. Michnikowski od najmłodszych lat pasjonował się fotografią i owoce tej pasji możemy podziwiać w książce.
Ale za to nie ma w niej kombatanckich refleksji o minionych czasach, a opowieści o wojnie i okupacji streszczone są w dosłownie kilku zdaniach, bo jak sam Bohater zauważył – wspomnienia z tego czasu są na tyle bolesne, że nie chce o nich mówić. Wystarczy, że musi je pamiętać. Oczywiście uniknąć się ich nie dało, bo były ważnym elementem wszystkich ówczesnych życiorysów. Natomiast największym atutem tej książki są opowieści o Jego pierwszych krokach na scenie oraz o działalności kabaretowej – przede wszystkim w Wagabundzie, Dudku i Kabarecie Starszych Panów, gdzie stworzył wiele pamiętanych do dziś kreacji. Wątki te znalazły się w oddzielnych rozdziałach, które porządkują wydarzenia dziejące się równolegle. Michnikowski przez lata pracował w teatrze, w telewizji (był spikerem), w kabaretach, których skecze powtarzane są do dziś (jak nieśmiertelny „Sęk”), w dubbingu oraz filmie, choć akurat w dziełach X Muzy czuł się mniej komfortowo, niż na deskach teatrów. Umieszczony na końcu książki spis ról jej Bohatera udowodnił, rozmowie z jak wszechstronną osobowością się „przysłuchiwaliśmy”. Mimo to, na kartkach „Taniego Drania” widzimy postać pełną pokory. Marcin Michnikowski w kilku miejscach posiłkował się recenzjami z gazet, bo jego Ojciec cały czas uparcie twierdził, że wychwalane przez krytykę role to nic wielkiego. I że przesadzają.
Dużo miejsca poświęcono początkom aktorskiej działalności Michnikowskiego. Pierwsze Jego sceniczne występy miały miejsce w Lublinie, gdzie od 1945 roku występował w Domu Żołnierza, który prężnie działał wówczas jako ośrodek kultury. Teksty dla tamtejszej estrady pisała m.in. Stefania Grodzieńska (która zaraz po wojnie została pierwszą spikerką Radia Lublin). Przytoczone w książce teksty z gazet pokazują, jak ważną rolę pełnił wtedy Teatr Domu Żołnierza. Tam wypatrzył Michnikowskiego Karol Borowski – reżyser teatralny i założyciel Szkoły Dramatycznej, która istniała w Lublinie od 1945 roku. Potem szybko znalazł się w Teatrze Miejskim (dzisiejszym Teatrze im. Juliusza Osterwy). Do momentu, kiedy upomniała się o Niego Warszawa i tamtejsze teatry oraz kabarety.
Wiesław Michnikowski zawsze należał do grona moich ulubionych Aktorów. Tych przez duże A. Takich, co to dokładnie przygotowują się do roli z szacunku dla autora tekstu i takich, którzy nie rozumieją fenomenu seriali z podkładanym śmiechem. Dzięki książce polubiłam Go jeszcze bardziej. I bardzo żałuję, że nie mam możliwości zobaczyć na scenie. Na udział w jakichkolwiek spotkaniach autorskich zapewne nie ma większych szans, bo skutecznie odciął się od mediów (bo trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść). Ale cieszę się, że mogłam dokładniej poznać losy Aktora, który dostaje wysypki na samo pytanie o piosenkę „Addio pomidory”, zjeździł z Wagabundą połowę świata, wyniósł z teatru palto będące rekwizytem, doczekał się tytułu „docenta erotologii”, wmówił Jerzemu Derflowi, że istnieją papierosy, na których da się grać i robił swoim przyjaciołom na scenie wiele zabawnych numerów. Jedna z takich sytuacji zdecydowanie zasługuje na przyWOŁAnie:
Nigdy nie zapomnę, jak w pastorałce Ernesta Brylla „Po górach, po chmurach” (1969) grałem woła. Ani przez moment w ciągu spektaklu nie pokazywałem twarzy i cały czas chodziłem na czworakach. W czasie jednego spektaklu w miejscu, gdzie wół miał zad, przyczepiłem sobie światło stop. Wszedłem na scenę, za mną, zgodnie ze scenariuszem, pojawiał się Mieczysław Czechowicz grający Adama. Gdy wyszedł zza kulis, włączyłem światło na zadzie. Czechowicz tak się ugotował,że nie mógł wymówić słowa, a publiczność dosłownie płakała ze śmiechu. Ale to był żart obliczony na dłuższy czas. Podczas kolejnego spektaklu Czechowicz był pewien, że znowu zobaczy to światło na zadzie wołu. Wyszedł na scenę i znowu go zamurowało. Tym razem miałem przyczepioną tabliczkę z napisem „brak stopu”.
W książce sporo jest takich smaczków serwowanych ze sceny. Dowodzą ogromnego dystansu do siebie oraz poczucia humoru. Michnikowski Senior na pytanie syna o piosenki, które czasem podśpiewuje odpowiada:
Lata temu nuciłem: „Bo we mnie jest seks, gorący jak samum”. Potem przyszedł czas, gdy przekonywałem, że „wesołe jest życie staruszka”. Ostatnio tylko podśpiewuję cichutko „do zakopania jeden krok”. No i jak tu nie kochać Michnikowskiego? Takiej skromności, uroku i pogody ducha życzę wszystkim – zarówno sobie, jak i Wam. A mojemu P. dziękuję za wspaniały prezent – bardziej trafnie chyba się nie dało.
Nie wypada zakończyć inaczej. Oto ulubiona piosenka Wiesława Michnikowskiego napisana przez Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przyborę: