Juliusz Machulski i Volta – tylko w którą stronę?

Plakat filmu „Volta” Juliusza Machulskiego przypomina o przebojach takich jak „Vabank”, „Seksmisja” „Kiler” i „Vinci”, koronuje reżysera na króla komedii oraz wieszczy, że najnowszy film wejdzie do historii kina. Autor produkcjami sprzed lat postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Odpowiedź na pytanie, czy tym razem do niej doskoczył, wcale nie jest taka oczywista.


Przekręt (nie)kontrolowany

„Volta” opowiada historię znaleziska w jednej z lubelskich kamienic. Młoda dziewczyna – Wiki (Olga Bołądź) otrzymuje w spadku po dziadkach mieszkanie, w którym w trakcie prac remontowych znajduje pamiętnik i pewną mapę. Dowiaduje się z niej, że w ścianie wmurowany jest skarb. Z tejże ściany wyjmuje pudełko ze złotą koroną, która według opowieści z pamiętnika została przywieziona przez jej dziadka jako łup z wojennych wydarzeń w Europie. Świadkiem znalezienia korony jest Aga – przyjaciółka Wiki (Aleksandra Domańska), której nieustannie towarzyszy „ogon” czyli Dycha (Michał Żurawski) – wynajęty przez jej faceta ktoś w rodzaju ochroniarza.

Volta - film Juliusza Machulskiego

Dycha o wszystkim opowiada swojemu chlebodawcy, którym jest Bruno Volta (Andrzej Zieliński). Volta jest spin doktorem, który zgodnie z wizytówką wypowiedzianą przez Agę „zamienia ćwoków w ludzi”. Jednym z takich ćwoków jest Kazimierz Dolny (Jacek Braciak), który ma ogromne polityczne ambicje i zamierza zostać prezydentem.

Volta, gdy tylko dowiaduje się o znalezieniu korony, postanawia zrobić z niej jeden z rekwizytów gry politycznej podczas kampanii prezydenckiej. Kazimierzowi Dolnemu w to graj, bo przecież można byłoby wrócić do monarchii. Próbuje o tym przekonać podczas debaty telewizyjnej nawet Monikę Olejnik. Problem tylko w tym, że korona ciągle trafia z rąk do rąk i nie można być pewnym, gdzie za chwilę się znajdzie.

Volta Juliusza Machulskiego - Braciak i Stelmaszczyk


Podróże po kulisach historii i polityki

Wątek Kazimierza Dolnego to jeden z najmocniejszych punktów tego filmu. Jest satyrą na polską rzeczywistość polityczną. Grany przez Braciaka bohater sprawia wrażenie dziecka we mgle – nie ma umiejętności samodzielnego myślenia i robi to, co każe mu Volta. Jego głupota nawet Monikę Olejnik potrafi doprowadzić do bezradności. A wszystkie odniesienia do dzisiejszej sytuacji politycznej są po prostu oczywiste i nie budzą najmniejszych wątpliwości przeciwko komu skierowane.

Jednak ten wątek polityczny jest tylko dodatkiem do historii opowiedzianej w filmie. Oś fabularna skupiona wokół prób przechwycenia korony opiera się na wielu retrospekcjach. Pojawiają się wśród nich wydarzenia sprzed kilku dni, tygodni oraz wieków. Opowieści o losach cennego znaleziska zobrazowane są scenami historycznymi, w których możemy prześledzić prawdopodobne wydarzenia. Zagrali w nich ci, których zazwyczaj oglądamy w rolach pierwszoplanowych – Tomasz Kot, Robert Więckiewicz, Mikołaj Roznerski czy Antoni Pawlicki.


Gwiazdozbiór Machulskiego

Film zdecydowanie należy do Andrzeja Zielińskiego, Michała Żurawskiego i Jacka Braciaka. Ta trójka aktorów nie tylko doskonale czuje konwencję, ale też świetnie odnajduje się w scenach pełnych ironii oraz dialoguje ze sobą w naprawdę zabawny sposób. Muszę zwrócić tu także uwagę na zaskakujące oblicze Cezarego Pazury, za którym generalnie nie przepadam, a w tym przypadku jego kreacją jestem mile zaskoczona.

Cezary Pazura w filmie Volta

Kobiety miały tu zdecydowanie mniejsze pole do popisu. Olga Bołądź sprawdza się świetnie, ale jej postać tak naprawdę krąży głównie po marginesie filmu, a Aleksandra Domańska ma nieco bezbarwną rolę. Bardzo spodobały mi się Joanna Szczepkowska i Katarzyna Herman – dodały filmowi fajnego kolorytu.


„Volta” na bogato

To przykład filmu, na który poszłam nie dla tematu, nie dla aktorów, a dla tła. Tym tłem – chociaż nie do końca tylko tłem, jest miasto Lublin. Ewidentnie filmografia Lublina w ostatnich latach robi się coraz bardziej bogata. Nie sądziłam, że zbyt duża obecność tego miasta może być z mojej strony zarzutem w stosunku do jakiejkolwiek produkcji. Ale prawda jest taka, że odwoływanie się co jakiś czas do 700-lecia Lublina było przesadzone. Czym innym jest umiejscowienie akcji i pokazanie miasta czy regionu jako tła do wydarzeń, a czym innym jest ciągłe trąbienie o nim. Zdecydowanie jest tu za duża zawartość cukru w cukrze.

Drugą słabą stroną filmu jest zaburzenie linearnej konstrukcji. Sam pomysł na pokazanie faktów historycznych i na sporych rozmiarów suspens w finale był bardzo dobry. Ale mam wrażenie, że kogoś tu za bardzo poniosło z mieszaniem wątków. Sekwencja współczesnych wydarzeń (już i tak przecinanych retrospekcjami) przerwana jest wycieczkami do Hiszpanii, Francji, znów Hiszpanii i do krakowskiej krypty z ciałem Kazimierza Wielkiego. Można się w tych wycieczkach pogubić.

Jednak mimo wszystko „Volta” to jest zabawny film. I co ważne, na pewno w żadnej mierze nie przypomina kretyńskich polskich produkcji o wyjazdach integracyjnych czy kacach w Warszawie. Jest tu spora dawka humoru, kilka zabawnych dialogów i dobra obsada. Nawet jeśli nie jest to film na miarę wymienionych na plakacie obrazów w reżyserii Machulskiego, to i tak jest to rozrywka, z której warto skorzystać.


Zdjęcia: materiały dystrybutora (Kino Świat)

Zobacz również

  • Aniu, to już kolejna recenzja filmu „Volta”, którą miałam przyjemność czytać. twoja jest dość łaskawa dla tego filmu. Ja nie przepadam za filmami Machulskiego, więc się raczej na ten obraz nie wybiorę.

    • Ja też bym na ten film nie poszła, gdyby nie Lublin. I tu paradoks stulecia – Lublina było tam za dużo 🙂 To, co miało być plusem, powtórzone wielokrotnie zmasakrowało ten film. Ale poza tym jest kilka elementów, które powodują, że nie jest źle.

  • Czyli solidne kino- bez fajerwerków, nie takie dobre jak stare produkcje mistrza, jednakże w zalewie tzw. komedii polskich wstydu nie przynosi? 🙂

    • Na pewno był na to jakiś pomysł. Może trochę forma przerosła treść, ale na pewno nie jest tak głupio, jak wśród polskich komedii bywa 🙂

  • Magda

    czyli można obejrzeć, ale jak się nie to też nic się nie stanie?

    • Dokładnie tak. Producenci zdecydowanie przesadzili z tymi hasłami na plakatach. Ale film nie jest zły.

  • Mamy w Polsce deficyt zabawnych filmów, które nie są złe 🙂 Pewnie go w końcu obejrzę w takim razie 🙂

    • To prawda – ostatnio zestaw polskich produkcji zahaczających o wątki komediowe nie jest bogaty, więc to miła odmiana. Daj znać, co sądzisz o tym filmie jak już będziesz po seansie 🙂

  • Bałam się tego filmu i nie planowałam wizyty w kinie, bo chociaż Machulskiego za „Seksmisję” i „Kilera” uwielbiam, to jednak w ostatnich latach słowa „polska” i „komedia” zestawione razem stanowiły mieszankę nie do przełknięcia. Dzięki Twojej recenzji na pewno kiedyś „Voltę” obejrzę – albo w kinie albo już w telewizji 🙂 Nawet jeśli to nie będzie poziom „Kilera” 😉

    • Poziom „Kilera” na pewno to nie jest, ale myślę, że tutaj określenie „polska komedia” nie działa. Najbardziej wkurza mnie ta megalomania na plakacie – że przejdzie do historii kina i że król komedii. Ale można to wybaczyć, bo naprawdę da się obejrzeć ten film 🙂

  • Dobrze było przeczytać tę recenzję. Mój chłopak ciągnie mnie na ten film do kina od dwóch tygodni, ale mnie skuteczne zniechęciły opinie na filmwebie. Skoro jednak nie jest aż tak źle, to może okażę dobre serce i pójdę 🙂 Najwyżej zaliczę dwugodzinną drzemkę.

    • Bardzo się cieszę, że na coś się przydałam 🙂 Przyznaję – ten film jest lekko głupi (historia jest zdrowo pokręcona), ale nie można odmówić mu plusów. Myślę, że bez stresu możesz iść. Daj koniecznie znać po seansie czy dałaś radę 🙂

  • Mnie to w ogóle dziwi pewien fenomen – tak jak nam całkiem nieźle wychodzą dramaty i thrillery, tak nie możemy poradzić sobie z komedią. A przecież kiedyś wyszła niejedna dobra polska komedia spod kamery niejednego reżysera 🙂 Zastanawiałam się nad Voltą, ale w tym tygodniu zdecydowanie i obowiązkowo wybieram się na Dunkierkę. Ale przynajmniej nie mam obaw, by Voltę obejrzeć w przyszłości na vod czy w telewizji. Pozdrawiam!

    • Hmm masz rację – tradycje komediowe mamy, ale teraz ewidentnie coś nam nie idzie. Widać polskim producentom jakoś ostatnio nie do śmiechu. Podobnie jest z kabaretami – mamy cudowne tradycje kabaretów literackich i zawsze mieliśmy genialnych twórców, a teraz kabarety pajacują niesamowicie i opowiadają kawały o teściowej albo o politykach. Mogę to wytłumaczyć jedynie tak, że komuś się coś pokręciło z oceną publiczności/widowni… A szkoda. Bo przecież lubimy inteligentny humor.
      Pozdrowienia serdeczne!